piątek, 21 grudnia 2012
Oczy
Marzył o tym by zostać barmanem, praca między ludźmi, bezpośredni z nimi kontakt, to było coś stworzonego dla niego, dlatego też zapisał się na kurs barmański, umówił się w końcu ze znajomymi, których nie widział już bardzo dawno, spotkali się w uroczym klubie w centrum miasta, w Pewexie klubie rodem z PRL-u którego przesłanie jest proste, "Trzeba się napić". Duża ilość młodych ludzi, ciekawa muzyka i piwo pite ze słoików spodobały się wszystkim obecnym, minęło kilka chwil, a pojawili się już niemal wszyscy, brakowało jednej osoby. Jak się okazało ostatni uczestnik nie przyszedł sam, ale wraz z koleżanką, której nie zdążył zaprosić organizator, ona zaś przyprowadziła dwie współlokatorki. Co ważniejsze przyprowadziła, dziewczynę na której każdy obecny facet zawieszał oko. Spodobała się i jemu, nie tylko przez to, że jej uroda była zjawiskowa, ale przede wszystkim przez wielkie, brązowe oczy, tak wspaniałe i wyjątkowe, że niemal wkręciły mu się w czaszkę, magnetyzujące, wiedział, że mógłby na nie po prostu patrzeć godzinami. Była to najpiękniejsza para oczu jaką kiedykolwiek widział.
sobota, 8 grudnia 2012
Proszę.
Jeżeli przeczytałeś ostatni post, to bardzo proszę o jakiś komentarz pod poprzednim postem, to dla mnie ważne. Z góry dziękuję wszystkim.
początki bywają ciężkie...
Rozdział 1
Inspiracja.
-Jeśli będziesz miała szczęście to nigdy.- odpowiedział Hank.
Ta scena z jednego z seriali grupy Show Time prześladowała go już od kilku lat, wciąż myślał o najpiękniejszej kobiecie na ziemi, tej którą poznał zupełnie przypadkiem, przez Internet, na jakimś forum służącym do wymieniania się tapetami na komórki. Zawsze wychodził z założenia, że obcym ludziom łatwiej jest się zwierzać, mówić im o swoich problemach, prosić o radę. Zawarli więc układ, że będą się sobie zwierzać, tak dla oczyszczenia sumienia, aby poczuć się lepiej po całym dniu, tygodniu czy miesiącu. Szybko okazało się jednak, że to nie takie proste, że wspólne tajemnice, wspólne rozmowy, dzielenie się emocjami, początkowo przez komunikator internetowy, później także przez telefon zbliża ludzi do siebie, bardziej niż potrafił to sobie wyobrazić. Wysyłali do siebie zdjęcia, smsowali w trakcie lekcji, szybko zauważyli, że nie jest to tylko zwyczajna znajomość, ale także swego rodzaju uzależnienie, żadne z nich nie chciało go przerywać, dzwonili do siebie i rozmawiali godzinami, będąc wciąż na utrzymaniu rodziców, prosili ich ciągle o pieniądze na kartę, na nowy starter, na wszystko co mogło im zapewnić komunikację. Zaczęli się sobie podobać, nie tylko ich dusze do siebie pasowały, ale także spodobali się sobie. Byli w związku na odległość, mieli tylko siebie, na wyłączność, a jednak nigdy się nie spotkali, chcieli być ze sobą, ale nie mogli, dzieliło ich prawie 500 km. Pewnego dnia, wstał podszedł do swojej matki i powiedział:
-Mamo jutro wyjeżdżam, mam już 17 lat, nie zatrzymasz mnie, jadę do Częstochowy, do dziewczyny.
-Jesteś już wystarczająco dorosły aby postępować, tak jak chcesz, niczego Ci nie zabronię, ale czy ona jest tego warta? – zapytała z troską w głosie
-Ona jest warta wszystkiego co mam i kiedykolwiek będę miał- oświadczył i obrócił się na pięcie, otworzył drzwi łazienki i zniknął w jej wnętrzu.
Wracając po całym dniu spędzonym w towarzystwie swojego przyjaciela, zastanawiał się, jak to będzie, w końcu ją zobaczyć, był bardzo podekscytowany, otworzył drzwi od mieszkania, widząc to co jest do jedzenia, stwierdził, że nie jest głodny i lepiej będzie jeśli się spakuje, żeby niczego nie zapomnieć, tak też zrobił. Minęło kilkanaście minut a torba była już zapakowana, teraz trzeba było dopracować plan podróży, otworzył więc wszystkie dostępne rozkłady jazdy, szukając połączenia między Przemyślem, a Częstochową. Po krótkiej analizie znalazł połączenie, które mu odpowiadało, wyjazd o 4:37 pociągiem z Przemyśla, do Rzeszowa, tam przesiadka o 7:02 na autobus bezpośrednio do „Świętego miasta”, przyjazd planowany na godzinę 14. Do końca dnia roznosiła go energia, jak codziennie rozmawiał z nią przez kilka godzin, odpowiadał na pytania typu „czy jesteś pewien, że tego chcesz?”, wszystkie odpowiedzi były twierdzące, nie mógł się doczekać by wreszcie ujrzeć jej twarz i spojrzeć w oczy. Położył się spać, ale nie zmrużył tej nocy oka, był zbyt podekscytowany, by to zrobić, wstał o 3 bez słowa pożegnania, ubrał się, wziął kanapki na drogę i wyszedł z domu, droga na stacje minęła mu na wymyślaniu scenariuszy, których szansa na powodzenia była równie znikoma, jak szansa naszego kraju na stanie się supermocarstwem liczącym się w świecie. To jednak mu nie przeszkadzało, dzięki tym ilustracjom pojawiającym się w jego głowie, dwugodzinna podróż pociągiem zleciała w mgnieniu oka. Wysiadł z pociągu udał się do najbliższego otwartego sklepu, były to delikatesy w jakiejś małej galerii handlowe, kupił butelkę wody, poczym udał się na dworzec autobusowy, usiadł na stanowisku numer 12. Czekając na podstawienie busa, obserwował amok, panujący na dworcu, dzieciaki z pobliskich wiosek zjeżdżały do miasta, do szkoły, autobusy z nazwami dziwnych miejscowości jak Trzebownisko, czy Tyczyn zatrzymywały się co kilka metrów, wyrzucając z siebie ogromne ilości spieszących się, ale wciąż jeszcze zaspanych ludzi. Usiadły obok niego dwie zakonnice i jakaś kobieta, po kilku minutach autobus podjechał. Kierowca otworzył bagażnik, wszyscy wrzucili tam swoje bagaże, po czym usiedli wygodnie w dalekich odstępach od siebie. Znużony trwającą już kilka godzin podróżą, oraz nieprzespaną nocą zasną ze słuchawkami na uszach po kilku kilometrach. Obudził się, gdy usłyszał sygnał sms-a, zajrzał do telefonu, gdzie widniała tylko jedna linijka tekstu „Kiedy będziesz…?”. Rozglądnął się zobaczył, że autobus stoi na postoju przy krawężniku, spojrzał na zegarek była 12:56, wiedział więc, że do celu już nie daleko, nie wiedział gdzie jest, ale wiedział, że nie przespał swojego przystanku, znów zawładnęły nim emocje, znów zaczął myśleć, o tym co się stanie kiedy w końcu się spotkają, rozprostował nogi, porozmawiał z kierowcą, odpisał na sms: „Będę za godzinę.” Czas szybko zleciał, wysiadł na swoim przystanku, kierowca rzucił mu na dowidzenia „trzymaj się dzieciaku.” Odwrócił się zaskoczony, uśmiechnął się bo nie wiedział co powiedzieć. Zdał sobie sprawę, że może faktycznie jest tylko naiwnym dzieciakiem, ale było już za późno żeby zrezygnować, zadzwonił,
-Właśnie wysiadłem z autobusu, gdzie jesteś?
-Znajdź sobie jakieś dogodne miejsce, w którym będziesz tylko Ty, tak żebym Cię nie przeoczyła, już idę.
-Stoję oparty o ścianę przed małym budyneczkiem, w którym jak się domyślam są kasy, nade mną żółty napis PKS.
-Ok, daj mi 3 minuty.
Rozłączyła się, to były 3, a w zasadzie 5 najdłuższych minut w jego krótkim życiu, każda sekunda dłużyła się do granic możliwości. Czuł, że jego żołądek i serce mogą nie wytrzymać tego nerwowego oczekiwania, pierwszy raz w życiu naprawdę nie mógł się skupić, pomyśleć o niczym innym, w dworcowym radiu leciała, akurat jej ulubiona piosenka zespołu Green Day, wszędzie dookoła biegały same zakochane pary, a on sterczał tam jak kołek wpatrując się w klepki chodnikowe, nucąc pod nosem zasłyszaną przed chwilą piosenkę, podniósł w końcu wzrok, stała z boku patrzyła na niego, uśmiechając się od ucha do ucha, specjalnie nie podchodziła, chcąc sprawdzić, kiedy w końcu ją zobaczy. Jej ciemne baleriny, jasno beżowe spodnie, biała bluzka i dopasowana do spodni katana wyglądały idealnie. Kręcone czarne włosy, brązowe oczy, blade usta i szeroki uśmiech, który pokochał od pierwszej chwili. Wydawało mu się, że gra w filmie, że to ta magiczna scena, w której aktor wchodzi do sali balowej pełnej gości, tłum się rozstępuje, a na drugim końcu sali, jest ona, najpiękniejsza kobieta świata, ich spojrzenia się spotykają i od tej chwili, są już razem, na zawsze.
Ich rozmowa jak to zwykle bywa w takich sytuacjach zaczęła się od nieśmiałego „Cześć”, spowodowanego zanikiem strun głosowych u obojga z nich.
-To gdzie ten hotel, który mi załatwiłaś?- zapytał.
- Na ulicy św. Andrzeja, ale szczerze mówiąc to, nie orientuje się gdzie to jest.- odpowiedziała.
Oboje wybuchnęli śmiechem, to znacznie rozluźniło atmosferę, wiedzieli jedynie, w jakim kierunku powinni się mniej więcej poruszać, po kilku desperackich próbach odszukania małej uliczki na miejskich mapach, zaczęli rozpytywać ludzi, najpierw jakiegoś księdza, później starszego Pana, na koniec dwie dziewczyny, mniej więcej w tym samym wieku co oni, nikt ni znał odpowiedzi, oboje wciąż jednak pozostawali roześmiani, ciągle żartując nie zdawali sobie sprawy, jak daleko od celu są, nie traktowali tego jako, wędrówki do wyznaczonego celu, czy poszukiwań, to był przyjemny romantyczny spacer. Jakimś cudem po dwóch godzinach kręcenia się w kółko znaleźli odpowiedni kierunek, a także stare małżeństwo, które wskazało im drogę do dziwnego, mało zacisznego motelu, w którym mieściła się strzelnica policyjna, na której jak okazało się następnego dnia zajęcia zaczynały się o 7 rano. Zostawił swoje rzeczy, w pokoju, chwile popatrzył na siebie w lustrze „jestem szczęściarzem” pomyślał i wyszedł. Zamykając za sobą drzwi na klucz. Spędzili ze sobą dwa najcudowniejsze dni jakie kiedykolwiek przeżył. Robili wiele rzeczy, spacerowali, zwiedzali, całowali się, a przede wszystkim rozmawiali, godziny mijały jak minuty, a minuty jak sekundy. Gdy odprowadzał ją do domu, idąc z jedną z głównych ulic miasta, zaczepił ich pewien mężczyzna, był kilka lat starszy od nich, smutny widok, taki młody, a już zdemoralizowany, taki młody,
a już żebrzący o pieniądze na tanie wino. Tego wieczoru poszczęściło mu się, dostał od razu na całą butelkę. Na rozchodne dodał, że wypije to piwo za ich miłość, by była tak wielka, jak ich szczodrość, rozbawiło go to, z całą pewnością jeden pijak sprawi, że będą się kochać, aż do końca świata. Zignorowali to zajście, ruszyli w drogę, po kilku minutach rozmowy dotarli do skrzyżowania za mostem, po lewej stronie zauważył mały bazarek, po prawej starą zabytkową kamienicę, z szyldem Gazety Wyborczej.
-Co to za ulica?- zapytał.
-To nie ważne, ja nazywam ją aleją frytkową. Tutaj po mnie jutro przyjdziesz, bądź o siódmej, chcę się Tobą jeszcze nacieszyć.- odpowiedziała, z uśmiechem na ustach.
Pocałowała go, to był najbardziej namiętny i najwspanialszy pocałunek jaki kiedykolwiek przeżył, jej usta były słodsze, niż czekolada, a oddech gorący jak pustynia. Serce waliło mu jak oszalałe, zapach perfum doprowadzał go do szaleństwa. Włosy na rękach stanęły mu dęba, przez jego całe ciało przeszły ciarki, a nogi zaczęły mu mięknąć. Na chwilę przestali się całować, oddalili się od siebie na kilka sekund, ich spojrzenia natychmiast się spotkały. Uśmiechnęła się, to był najbardziej seksowny widok, jaki kiedykolwiek widział. Chciał znów ją pocałować, przysunął ją, więc do siebie szybko i zdecydowanie, znów się uśmiechnęła, jakby sprawiało jej to przyjemność, spojrzała na jego usta, a później znów w jego oczy. Sprawiła, że marzył o pocałunku, że miał na jej punkcie obsesję, że w tamtej chwili mógłby dla niej zabić. Rozpaliła do czerwoności jego zmysły, po czym położyła mu palec na ustach, wyślizgnęła się z jego ramion, odwróciła się na pięcie i ruszyła do domu. Stanął jak wryty, wykrzesał z siebie tylko jedno słowo. Brzmiąc jak bezmózgie Yeti zapytał:
-Aleee..?
-Co, ale?- odpowiedziała, z ponętnym uśmiechem na twarzy.
-Dobranoc, Stokrotko, zapomniałem Ci to powiedzieć.- Podszedł pocałował ją w czoło i przytulił, jakby była wszystkim co ma. Uśmiechnął się i kazał jej ruszać w drogę. Stał jeszcze przez chwilę, patrząc jak znika w bramie swojej kamienicy, z szyldem salonu sukien ślubnych. Poczuł ulgę, teraz gdy poszła mógł przestać udawać, że wszystko jest dobrze, że nie bolą go nogi i że cały ten spacer nie był wyczerpujący. Jego niedawno wyleczona kontuzja kostki, bolała tak bardzo, że ledwo dokuśtykał do hotelo-strzelnicy. Z odnowioną kontuzją stawu skokowego było to dość spore wyzwanie, które zajęło mu około trzech godzin. Wykąpał się i położył spać, zasnął gdy tylko przyłożył głowę do poduszki.
Następnego ranka obudził się około piątej, z radością stwierdził, że kontuzja kostki nie odnowiła się, a tylko ją przesilił, mógł chodzić prawie nie utykając, a przynajmniej tak myślał do czasu gdy o siódmej rano znów ją zobaczył. Czarne spodnie i bluzka w biało czarne paski, lekki makijaż i niesamowity uśmiech, wszystko to sprawiło, że znów poczuł się jak Superman, że nie czuł już bólu, a jedyne o czym marzył to znów trzymać ją w objęciach, znów ją całować. Przeszła przez ulicę w swoich czarnych butach na niewielkim obcasie, ponętnie kołysząc biodrami i zwracając uwagę wszystkich mężczyzn przechodzących przez „aleję frytkową”. Podeszła do niego i pocałowała go, oddaliła się i zapytała:
-Warto było na to czekać?
-Na takie cudo, mógłbym czekać całe życie.-
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
