Jakiś czas temu, w liceum postanowiliśmy pójść na wagary. Zdarzało nam się to dość często, nie chodziło o to, że nie baliśmy się jakichś sprawdzianów, a po prostu nie chciało nam się siedzieć to na religii to na WOS-ie. Niestety przez nasze lenistwo, nieusprawiedliwionych godzin było dość dużo, dlatego też, tym razem musieliśmy zdobyć zwolnienie. Gdzie oprócz lekarza, do którego trzeba się wcześniej umówić, postanowiliśmy udać się do pobliskiej uczelni, gdzie akurat trwała akcja rejestracji dawców szpiku DKMS. Postanowiliśmy się zapisać, pobrali nam krew, wpisali do rejestru, obiecali wysłać karty dawców i inne tego typu rzeczy. Po jakimś czasie karty, znaczki, plakietki i inne tego rodzaju duperele przyszły pocztą.Kilka lat po tych wydarzeniach zadzwonił telefon. Pewna Pani oznajmiła mi, że jest ktoś, kto potrzebuje mojej pomocy, zapytała czy jestem pewny swojej już dawnej decyzji. Swoją decyzję oczywiście podtrzymałem, po kilku miesiącach zostałem dawcą szpiku, jak się okazało zabieg nie bolał, a uratował życie 62 letniego Hiszpana.
Można też zarejestrować się niemal nie wychodząc z domu, wystarczy kliknąć http://www.dkms.pl/pl i zostać dawcą, to nie boli i nie kosztuje. Do dzieła!

Jeśli ktoś się zastanawia jak wygląda zabieg to jest to niemalże to samo co pobranie krwi , tyle że prawie nic nam nie zabierają. Krew przechodzi przez taką maszynkę i wraca do naszego systemu krwionośnego. Wychodzi jedną żyłą na prawej ręce, a inną żyłą na drugiej ręce. W tym czasie swobodnie można grać na komórce, pisać smsy przeglądać facebooka. Jak widać niewiele trzeba robić...
Ratuj życie!