czwartek, 16 sierpnia 2012
Browar w plenerze...
Nudzili się, więc postanowili pójść na piwo w plenerze, by się rozluźnić, zrelaksować, spokojnie porozmawiać o różnych sprawach. Wypili więc jedno, potem drugie, trzecie i piąte piwo. Skończyło się, postanowili więc w końcu pójść do oddalonego o kilkaset metrów monopolowego, chwiejnym krokiem od krawężnika do krawężnika, spieszyli się mając tylko pięć minut do jego zamknięcia, sprawy nie polepszyła grupka niewiast szukająca miejsca na wieczór panieński, z którą nawiązali krótką rozmowę. Wracając na "właściwe tory" w drodze do monopolowego, wymienili spostrzeżenia odnośnie atrakcyjności panny młodej, wszyscy przyznali, że była na prawdę ładna. Dopadli do drzwi, szybko pokonali schody prowadzące do królestwa alkoholi, każdy kupił po butelce piwa i paczce czipsów. Ruszyli przed siebie, nad rzekę, przeszli przez most, usiedli na schodach tak zwanej dwójce, nie mam pojęcia, dlaczego tak nazywają je osoby regularnie na nich przesiadujący. Było już pięć po drugiej w nocy, stąd też na schodach prowadzących w dół do rzeki było pusto, ani jednej osoby, ani jednego dresa, jak widać nawet oni mają wyznaczone przez rodziców godziny powrotu do domu. Każdy z nich błysną talentem otwierając piwo w jakiś niekonwencjonalny sposób. To zapalniczką, to telefonem, przy użyciu kamienia, kluczy i ławki, usiedli rozkoszując się smakiem ciężko zdobytego trunku, podjadając chipsy, rozmawiali o olimpiadzie, sporcie i swoich problemach, dobierali się w pary na nadchodzący turniej plażowej piłki siatkowej. Ktoś z drugiego brzegu do nich krzykną, odkrzyknęli raz, drugi, wywiązała się rozmowa, aż w końcu usłyszeli "idziemy do was", pośmiali się z tego chwilę po czym trzech z nich wstało i stwierdziło, że idą do domu, bo rano trzeba wstać do roboty. No cóż to do jutra odpowiedziała pozostała dwójka, siedzieli chwile w milczeniu sącząc browar, gdy nagle usłyszeli kobiecy głos, "miało was być dziesięciu", odwrócili się, okazało się, że przyszły osoby z drugiego brzegu, to było coś dziwnego, wręcz niespotykanego, ale mieli wciąż co pić, wiec przywitali ich z otwartymi ramionami, chłopak i dwie dziewczyny, jedna na prawdę atrakcyjna, do tego jak się później okazało zabawna i wolna. Mimo to jeden z nich wstał i powiedział, że musi iść. Drugi odrzekł, ja zostanę jeszcze chwilę. Usiadł obok dziewczyny, rozmawiali, pozwolili drugiemu chłopakowi zająć się koleżanką, wznieśli kilka toastów, wymienili się doświadczeniami, zapalili po papierosie, choć normalnie tego nie robią. Popatrzył na zegarek, który nieubłaganie wskazywał już piątą rano, stwierdził, ze powinni już iść, wstał podał jej dłoń, poszli na jej przystanek autobusowy, wymienili się numerami, przytulili na pożegnanie, dostał nawet buziaka. Patrzył jeszcze chwile jak odjeżdżał jej autobus, nic nie poczuł, odwrócił się na pięcie i chwiejnym krokiem ruszył w stronę domu, mijani ludzie dziwnie na niego patrzyli, na co on odpowiadał skinieniem głowy, mówiąc "Dzień dobry i miłego dnia". Wszedł do domu, skasował numer, który dostał od nowej koleżanki, "nie będzie mi potrzebny" pomyślał, rzucił się na łóżko i zasnął jak małe dziecko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz