niedziela, 30 września 2012

Różni ludzie, różne marzenia...

Zawsze będąc w galerii mijając ogródek dla dzieci zastanawiał się co by się stało gdyby tak wskoczyć do basenu pełnego piłek, wyciągnąć dzieci, wziąć rozbieg i rzucić się w morze kolorowego kauczuku, pływać w nim i nurkować. Nigdy jednak nie miał z kim, ale od czego jest internet? Poznał jakąś dziewczynę, popisali razem parę dni, nie było w tym nic dziwnego, no może prócz wspólnego marzenia o pływaniu w morzu kauczukowej tęczy, zrobili to co postanowili, spotkali się w galerii, poczekali aż dzieci nie będzie już w brodziku, a ochrona zajmie się swoimi sprawami. Spojrzeli na siebie, rozbiegli się i skoczyli, bali się reakcji ochroniarzy, ale Ci po prostu zaczęli się z nich śmiać, pomogli im wyjść z basenu, poprosili by więcej tego nie robić, krótka chwila, a ile szczęścia....

wtorek, 25 września 2012

Złe wiadomości

Czasami zdarza się tak, że otrzymujemy złe wiadomości, dotyczą one nas samych lub naszych bliskich, a bardzo często wywracają nasz świat do góry nogami. Sam ostatnio otrzymałem złą wiadomość, nie dotyczyła mnie, przynajmniej bezpośrednio, chodziło o mojego dziadka, skierowany do szpitala na badanie płuc, był dziwnie niespokojny, nie tylko on ale także i babcia, zastanawiało mnie to, bo choć wiem, że nie jest z nim najlepiej, nie wyobrażałem sobie, że coś może być nie tak. Szybko zostałem sprowadzony na ziemię, rozmawiając z lekarzem dyżurnym o stanie, seniora usłyszałem, że to coś poważnego, nawet bardzo poważnego, usłyszałem że zmiany w płucach są tak duże, że nie potrwa to już zbyt długo.
- Pana dziadek, ma raka, nie wiemy jeszcze tylko jakiego rodzaju.
Pani doktor była załamana, przekazała tego dnia piątą złą wiadomość rodzinie pacjentów, wyraźnie nie była w stanie sobie z tym poradzić, wyszedłem z gabinetu widząc, łzy napływające jej do oczu, każdy potrzebuje w trudnej chwili odrobinę prywatności, wyszedłem z oddziału, poszedłem odetchnąć świeżym powietrzem, wiedziałem że zaraz muszę wrócić do sali, w której położony został dziadek, któremu na polecenie babci nie wolno było nic powiedzieć. Usiadłem na ławce pod szpitalem, patrząc na wielki parking i przejeżdżające obok wejścia samochody, których leniwi kierowcy liczyli na miejsce jak najbliżej wejścia. Przez chwile miałem łzy w oczach, poczułem się załamany, zadzwoniłem do matki, powiedziałem jej jaki jest "wyrok", niemal usłyszałem łzy spływające po policzkach, rozłączyłem się, wziąłem głęboki oddech, postanowiłem sobie, że będę przy nim, że jako jedyny będę go traktował tak jak dawniej, jako jedyny nie będę dawał mu siłę, będę w niego wierzył, będę trwał przy nim, zachęcał go do walki. W końcu do póki walczysz jesteś zwycięzcą."

niedziela, 23 września 2012

Sweet home alab... blokowisko

Codziennie wychodząc z domu w porannych godzinach widzę tych samych ludzi, do których się uśmiecham i mówię "dzień dobry", mijam starszego Pana sprzedawcę na miejscowym bazarku ładującego jajka do swojego transita, mijam sąsiadów na schodach, to zaczepię to porozmawiam. Odwiedzę Panią ze sklepu i doniosę te 25 gr, których wczoraj mi zabrakło, przejdę przez tunel spotkam kolegów, choć jest 7:13, wciąż są na kacu, a już na haju, jak codziennie chcą pożyczyć trochę grosza, przynajmniej nie kłamią, od razu mówią, że trzeba im na piwo. Te same dresy co wczoraj i przedwczoraj, odkąd pamiętam, odkąd nadali mi ksywkę, dziwnie jest mi na nich patrzeć, wciąż młodzi, a tak wyniszczeni, pijący, palący, nie tylko papierosy, codziennie, nałogowo, z wyrokami na karku. Pomyśleć, że mógłbym być dzisiaj jednym z nich, kiedyś wszyscy dobrze zapowiadający się młodzi ludzie, ambitni, z marzeniami, z tytułami na koncie, razem z nimi wygrywałem turnieje, razem z nimi grałem w klubie, niegdyś dałbym się za nich pokroić. Dawniej przyjaciele, dzisiaj smutny obraz tego kim mogłem się stać... Codziennie patrzę w lustro, spoglądam sobie w oczy i mimo, że nie widzę tam milionera, ani modela, to jestem z siebie dumny, jestem dumny z tego, że wciąż są ludzie, którzy we mnie wierzą, jestem dumny, że udało mi się wyrwać z tego blokowiska...

piątek, 21 września 2012

Recepta na wszystko...

Chcesz być szczęśliwy? Bądź, przestań zwracać uwagę na to co mówią ludzie, przestań patrzeć ciągle za siebie, przestań myśleć jak beznadziejny jesteś. Chcesz mieć dziewczynę? Idź na dyskotekę, do baru, na spacer, zobaczysz jakąś ładną dziewczynę, uśmiechnij się do niej, jeśli odwzajemni uśmiech, zaczep. Chcesz być szczupły? Przestań żreć, zacznij ćwiczyć, weź się w garść, ten pączek nie jest Ci do niczego potrzebny, zmotywuj się, daj sobie szansę, niech każdy ból mięśnia budzi w Tobie radość, radość, że dobrze przepracowałeś czas na bieżni, siłowni, czy aerobiku. Chcesz rzucić palenie, zrób to, gdzie leży problem? Bo to trudne? Nic nie jest trudne, możesz osiągnąć wszystko czego zapragniesz, recepta jest prosta, skończ z wymówkami, skończ z głupotami, oczyść umysł i zrób to, zastanów się, czy jest Ci to potrzebne, jeśli chcesz osiągnąć to co jest Ci potrzebne, to nie myśl, "zrobię to", myśl "muszę to zrobić", dręcz się tym, niech każdy nieprzepracowany dzień budzi w Tobie wyrzuty sumienia, uda Ci się! Zapamiętaj to, dręcz się tym, walcz sam o siebie, bo to Ty jesteś swoim jedynym przeciwnikiem.

poniedziałek, 10 września 2012

Sens...

Czasem, rzadko ale zdarzają się chwile, które rzucają cień na nasze życie, nie muszą one bezpośrednio nas dotyczyć, czasami dzieją się gdzieś obok, czasami obserwujemy je z perspektywy trzeciej osoby, a mimo to są tak głębokie, tak gorzkie i niesprawiedliwe, że bezpowrotnie nas zmieniają...
Byli najlepszymi przyjaciółmi, znali się od niemowlaka, łączyły ich setki wspólnie spędzonych chwil, miliony sms-ów, tygodnie rozmów telefonicznych. Mieszkali w tej samej miejscowości, od dziecka nierozłącznie uczyli się grać w piłkę, bawili się w piasku, jeździli na swoich pierwszych rowerach. Mieli do siebie absolutne zaufanie, nie było między nimi kłótni, sekretów, ani "złej krwi". Nie zazdrościli sobie niczego, ani miłości, ani domów, ani zdolności, każdy cieszył się sukcesami drugiego. Razem chodzili do podstawówki, gimnazjum i liceum, zawsze siedząc w tej samej ławce, często denerwowali nauczycieli, bywali nieznośni, gdy dorośli postanowili być przyjaciółmi, aż do śmierci, chcieli przeżyć coś szalonego, pojechali więc zagranicę, do pracy, zarobili trochę grosza, postanowili, że kupią sobie motocykle. Piękne, szybkie i niebezpieczne, wszystko było dobrze, jeździli ostrożnie, często razem, pokochali tą adrenalinę, pokochali ten wiatr we włosach, to uczucie bezkresnej wolności, cieszyli się nim każdego dnia. Z czasem paczka powiększyła się, to jednak nie zmieniło relacji między nimi, wciąż byli dla siebie wszystkim, byli czymś więcej niż przyjaciółmi, byli braćmi. Pewnego dnia wybrali się w Bieszczady, w jedną z najtrudniejszych Polskich tras samochodowych, na serpentynach jeden z nich stracił panowanie nad swoim motocyklem, poślizgnął się na odrobinie piasku naniesionej przez wiatr i zderzył się z jadącym z przeciwka samochodem, odwieziono go do szpitala, gdzie po kilku dniach walki z obrażeniami głowy i ciała zmarł.
Znałem go osobiście, nie byliśmy przyjaciółmi, ani dobrymi kolegami, spotkaliśmy się tylko kilka razy, drugi z nich jest moim dobrym kolegą, wiem jedynie, że po tym co się stało, ani on ani nikt z naszego otoczenia, nie będzie już taki sam. W takich chwilach zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego, tych kilka ziarenek piasku przywianych przez wiatr, czekających tylko na jego tylne koło, ten nadjeżdżający samochód, którego kierowca nie miał szans wyhamować, ta cierpiąca rodzina, opłakująca kochanego syna, ten cierpiący przyjaciel, który na zawsze już pozostanie sam. Zastanawiam się, czy i ja zostawiłbym po sobie tyle bólu, czy ktoś poza rodziną i jednym przyjacielem przyszedłby na mój pogrzeb, czy ktoś powiedziałby o mnie coś miłego... Zastanawiam się czemu, wciąż żyją pijacy, którzy biją swoje dzieci i żony, dlaczego wciąż na świecie jest tylu terrorystów, a ginął dobrzy ludzie? Jestem wściekły, bo jeżeli Bóg jest, to nie ma serca....
Wiara, nie jest darem, który otrzymałem, ale jeśli Ty wierzysz i czytasz to teraz, to poświęć chwilę i pomódl się za Mateusza, to niestety nie jest zmyślona historia...

wtorek, 4 września 2012

Pozerka...

Była młodą kobietą nieznoszącą sprzeciwu, nie znoszącą niczego, najbardziej nie lubiła dyktowania warunków, dyktowania czegokolwiek. Martwiła się tylko o siebie i hołdowała raczej zasadzie: umiesz liczyć, licz na siebie. Lubiła swoje koleżanki, choć żadnej nie traktowała na równi z sobą. Zawsze uważała, że są jej niepotrzebne, uważała też, że nie potrzebuje nikogo, że sama sobie poradzi. Wydawała się niemal niewzruszona, niewzruszona na wysiłki kogokolwiek, kiedy tylko zbliżał się do niej jakiś facet, odpalała papierosa, podnosiła w górę swojego drogiego, egzotycznego drinka, patrzyła spod byka, czym niemal z miejsca kastrowała delikwenta, który odwracał się na pięcie, oblany zimnym potem. Spotykając jednego ze swoich byłych chłopaków, zawsze patrzyła nań z nienawiścią. Miała ich jednak kilku, bogata przeszłość... Mijając jednak jednego z nich, nie była w stanie wypowiedzieć nawet słowa, jakby kołek stanął jej w gardle, wciąż go kochała, mówiąc cześć, mijając go na ulicy drżał jej głos, zawsze, zawsze gdy była sama i trzeźwa, po pijaku pokazywała swoją prawdziwą naturę, pokazywała dlaczego ją zostawił, pokazywała jak beznadziejną jest osobą, zachodząc się śmiechem, w zasadzie dławiąc się tym chorym, złowrogim HUE HUE, a on wiedział, wiedział, że nie jest tak zimna i bezlitosna, wiedział, że przyjdzie do domu, położy się w łóżku, przytuli się do swojej małej, pluszowej małpki i zacznie płakać nad tym jaka jest beznadziejna, widział to zbyt wiele razy, by zapomnieć, a słysząc jej dziki śmiech wiedział, że udaje, że wciąż nie pogodziła się z rozstaniem, że wciąż cierpi, teraz już wiedział, że słusznie ma to daleko gdzieś.

Drogi Pamiętniczku...

Drogi pamiętniczku dziś dzień kolejny dzień upłynął pod znakiem rozmowy z Asią. To była wspaniała rozmowa, znów dowiedziałem się czegoś o niej, znów czułem się potrzebny. Powiedziała mi, że nigdy nie uda mi się jej złamać, a przecież tak bardzo lubię wyzwania, to tylko mnie nakręca, już nie mogę się doczekać kolejnych naszych rozmów. To będzie coś pięknego, kolejne chwilę śmiechu i beztroski tego mi trzeba...


Jak można pisać coś takiego i być z tego dumnym?
Nigdy tego nie zrozumiem....

P.S. mówiłem Joasiu, że to zrobię ;)