wtorek, 4 września 2012
Pozerka...
Była młodą kobietą nieznoszącą sprzeciwu, nie znoszącą niczego, najbardziej nie lubiła dyktowania warunków, dyktowania czegokolwiek. Martwiła się tylko o siebie i hołdowała raczej zasadzie: umiesz liczyć, licz na siebie. Lubiła swoje koleżanki, choć żadnej nie traktowała na równi z sobą. Zawsze uważała, że są jej niepotrzebne, uważała też, że nie potrzebuje nikogo, że sama sobie poradzi. Wydawała się niemal niewzruszona, niewzruszona na wysiłki kogokolwiek, kiedy tylko zbliżał się do niej jakiś facet, odpalała papierosa, podnosiła w górę swojego drogiego, egzotycznego drinka, patrzyła spod byka, czym niemal z miejsca kastrowała delikwenta, który odwracał się na pięcie, oblany zimnym potem. Spotykając jednego ze swoich byłych chłopaków, zawsze patrzyła nań z nienawiścią. Miała ich jednak kilku, bogata przeszłość... Mijając jednak jednego z nich, nie była w stanie wypowiedzieć nawet słowa, jakby kołek stanął jej w gardle, wciąż go kochała, mówiąc cześć, mijając go na ulicy drżał jej głos, zawsze, zawsze gdy była sama i trzeźwa, po pijaku pokazywała swoją prawdziwą naturę, pokazywała dlaczego ją zostawił, pokazywała jak beznadziejną jest osobą, zachodząc się śmiechem, w zasadzie dławiąc się tym chorym, złowrogim HUE HUE, a on wiedział, wiedział, że nie jest tak zimna i bezlitosna, wiedział, że przyjdzie do domu, położy się w łóżku, przytuli się do swojej małej, pluszowej małpki i zacznie płakać nad tym jaka jest beznadziejna, widział to zbyt wiele razy, by zapomnieć, a słysząc jej dziki śmiech wiedział, że udaje, że wciąż nie pogodziła się z rozstaniem, że wciąż cierpi, teraz już wiedział, że słusznie ma to daleko gdzieś.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz