wtorek, 12 czerwca 2012

Ach te wspomnienia...

Był piękny wtorkowy wieczór, godzina 18:30, szedł właśnie na uczelnie, zastanawiając się, co będzie na dzisiejszych ćwiczeniach  u najostrzejszego wykładowcy na całym wydziale. Przypominał mu jego licealnego wychowawcę, co dodawało mu otuchy, wspomnienia tych wszystkich ciętych ripost na lekcjach.... Znów uśmiech pojawił się na jego twarzy, wtedy też dostrzegł piękną dziewczynę przebiegającą akurat przez jezdnie, była olśniewająca, stał jak zahipnotyzowany, nie był w stanie oderwać wzroku, wpatrzony w nią jak w obrazek w głowie przebiegła mu myśl "o mój Boże, chyba widzę anioła". Pierwszy raz w życiu nie był w stanie nawet drgnąć, nogi ważyły kilka ton, serce waliło jak młotem, a każda sekunda dłużyła się jak godzina, jakby oglądał spowolniony film, spojrzał jej w oczy, uśmiechną się, co ona odwzajemniła nieziemskim uśmiechem, który niemal zwalił go z nóg, przeszła za jego plecami, odwrócił się i patrzył na nią, ona także się odwróciła i raz jeszcze raczyła go uśmiechem... Chodził tą samą drogą o tej samej godzinie co wtorek, przez 7 miesięcy i ani razu jej nie spotkał, nie spotkał jej już nigdy, do dziś nie wie kim była, wie tylko jak wielkie piętno na nim zostawiła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz