Bywają takie dni, że słońce świeci jaśniej, trawa jest bardziej zielona, ludzie na ulicy wydają się bardziej szczęśliwi, a zapach długo wyczekiwanego obiadu jest intensywniejszy. Dla każdego zwykłego człowieka byłby to piękny dzień, on jednak wiedział, ze to jedynie zapowiedź zbliżającej się migreny. Nie patrzył na świat w sposób, w jaki robi to większość ludzi, nie oceniał ich, starał się ich czytać. Dowiedzieć się o nich wszystkiego zanim jeszcze zdążą cokolwiek o sobie powiedzieć, emanował pewnością siebie i spokojem, tam skąd pochodził były to prócz siły najważniejsze atrybuty osobowości. Wiedział, że ma twardą głowę, w końcu nie raz już po niej dostał, jak wtedy gdy grając w piłkę z kolegami napadła ich zgraja kiboli w przewadze 7 do 1 i spuścili im solidny łomot. Uważał się też, za człowieka mądrzejszego od przeciętnych zjadaczy chleba, te wszystkie cechy zamknięte w zupełnie przeciętnym opakowaniu, nie dodawały mu szczególnego blasku, który jego zdaniem posiadał. Lubił sztuczki, triki i magię, sprawiał, że ludzie dookoła niego mogli poczuć się wyjątkowo, uwielbiał to zdziwienie i niedowierzanie w oczach "widza", gdy moneta znikała w jego dłoni. Teraz stał na przejściu dla pieszych ubrany w jasną marynarkę, granatową koszulę i dżinsy. Czekając na zielone światło zastanawiał się, jakie pytania zostaną mu zadane, w trakcie rozmowy o pracę, na którą się wybiera...
Tak chciałbym kiedyś zacząć swoją książkę... Cóż marzenia nic nie kosztują...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz