piątek, 25 maja 2012
Scysja...
Obiecywali sobie wiele rzeczy, ale niektóre z nich były szczególne. Były podstawą ich współistnienia i bycia razem, jednak pewnego dnia wrócił z uczelni i zastał ją na balkonie, zastał ją robiąc coś czego robić nie powinna, co było zabronione. Zastał ją palącą papierosa, papierosa, który stał się symbolem ich siły, w końcu pomógł jej zerwać z nałogiem, otoczył troską i dał wszystko co miał, ten widok powinien wprawić go w osłupienie, powinien wywrzeć jakiś ślad w jego psychice, powinien nim sponiewierać, a on powinien nie móc tego znieść. Nic takiego się jednak nie stało, ostatnio zraniła go tyle razy, że ten papieros nie wywarł na nim żadnego wrażenia, po prostu stał patrząc bezwiednie i nic nie czując, jak gdyby widząc przed sobą kogoś zupełnie obcego, kogoś z kim nie wiążą się żadne wspomnienia. Ona nie wiedziała, że została przyłapana, usłyszała jednak jak jego torba spadła ze stołu w kuchni i szybko zgasiła papierosa wchodząc do domu. On był już w kuchni, nie odzywał się, czekał, aż to ona się przyzna. Jak zwykle powiedział cześć radosnym głosem w środku czując przerażenie, tym że właśnie zdał sobie sprawę z tego, że nie czuje do niej już nic, nic oprócz przyzwyczajenia, a po tym jak złamała obietnicę, także odrazy. Przez dwa dni nie przyznała się do tego co zrobiła, w końcu ruszyło ją sumienie i przyszła ze skruszoną miną, czekając na kłótnie, czekając na cokolwiek, ale on będąc przybity tym co się z nim, a raczej z nimi stało powiedział tylko, chodź do mnie, przytul się...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz