piątek, 21 grudnia 2012

Oczy

Marzył o tym by zostać barmanem, praca między ludźmi, bezpośredni z nimi kontakt, to było coś stworzonego dla niego, dlatego też zapisał się na kurs barmański, umówił się w końcu ze znajomymi, których nie widział już bardzo dawno, spotkali się w uroczym klubie w centrum miasta, w Pewexie klubie rodem z PRL-u którego przesłanie jest proste, "Trzeba się napić". Duża ilość młodych ludzi, ciekawa muzyka i piwo pite ze słoików spodobały się wszystkim obecnym, minęło kilka chwil, a pojawili się już niemal wszyscy, brakowało jednej osoby. Jak się okazało ostatni uczestnik nie przyszedł sam, ale wraz z koleżanką, której nie zdążył zaprosić organizator, ona zaś przyprowadziła dwie współlokatorki. Co ważniejsze przyprowadziła, dziewczynę na której każdy obecny facet zawieszał oko. Spodobała się i jemu, nie tylko przez to, że jej uroda była zjawiskowa, ale przede wszystkim przez wielkie, brązowe oczy, tak wspaniałe i wyjątkowe, że niemal wkręciły mu się w czaszkę, magnetyzujące, wiedział, że mógłby na nie po prostu patrzeć godzinami. Była to najpiękniejsza para oczu jaką kiedykolwiek widział.

sobota, 8 grudnia 2012

Proszę.

Jeżeli przeczytałeś ostatni post, to bardzo proszę o jakiś komentarz pod poprzednim postem, to dla mnie ważne. Z góry dziękuję wszystkim.

początki bywają ciężkie...


Rozdział 1
Inspiracja.



-Tato, kiedy to przestanie boleć?- zapytała Becka.
-Jeśli będziesz miała szczęście to nigdy.- odpowiedział Hank.
Ta scena z jednego z seriali grupy Show Time prześladowała go już od kilku lat, wciąż myślał o najpiękniejszej kobiecie na ziemi, tej którą poznał zupełnie przypadkiem, przez Internet, na jakimś forum służącym do wymieniania się tapetami na komórki. Zawsze wychodził z założenia, że obcym ludziom łatwiej jest się zwierzać, mówić im o swoich problemach, prosić o radę. Zawarli więc układ, że będą się sobie zwierzać, tak dla oczyszczenia sumienia, aby poczuć się lepiej po całym dniu, tygodniu czy miesiącu. Szybko okazało się jednak, że to nie takie proste, że wspólne tajemnice, wspólne rozmowy, dzielenie się emocjami, początkowo przez komunikator internetowy, później także przez telefon zbliża ludzi do siebie, bardziej niż potrafił to sobie wyobrazić. Wysyłali do siebie zdjęcia, smsowali w trakcie lekcji, szybko zauważyli, że nie jest to tylko zwyczajna znajomość, ale także swego rodzaju uzależnienie, żadne z nich nie chciało go przerywać, dzwonili do siebie i rozmawiali godzinami, będąc wciąż na utrzymaniu rodziców, prosili ich ciągle o pieniądze na kartę, na nowy starter, na wszystko co mogło im zapewnić komunikację. Zaczęli się sobie podobać, nie tylko ich dusze do siebie pasowały, ale także spodobali się sobie. Byli w związku na odległość, mieli tylko siebie,  na wyłączność, a jednak nigdy się nie spotkali, chcieli być ze sobą, ale nie mogli, dzieliło ich prawie 500 km.  Pewnego dnia, wstał podszedł do swojej matki i powiedział:
-Mamo  jutro wyjeżdżam, mam już 17 lat, nie zatrzymasz mnie, jadę do Częstochowy, do dziewczyny.
-Jesteś już wystarczająco dorosły aby postępować, tak jak chcesz, niczego Ci nie zabronię, ale czy ona jest tego warta? – zapytała z troską w głosie
-Ona jest warta wszystkiego co mam i kiedykolwiek będę miał- oświadczył i obrócił się na pięcie,  otworzył drzwi łazienki i zniknął w jej wnętrzu.
Wracając po całym dniu spędzonym w towarzystwie swojego przyjaciela, zastanawiał się, jak to będzie, w końcu ją zobaczyć, był bardzo podekscytowany, otworzył drzwi od mieszkania, widząc to co jest do jedzenia, stwierdził, że nie jest głodny i lepiej będzie jeśli się spakuje, żeby niczego nie zapomnieć, tak też zrobił. Minęło kilkanaście minut a torba była już zapakowana, teraz trzeba było dopracować plan podróży, otworzył więc wszystkie dostępne rozkłady jazdy, szukając połączenia między Przemyślem, a Częstochową. Po krótkiej analizie znalazł połączenie, które mu odpowiadało, wyjazd o 4:37 pociągiem z Przemyśla, do Rzeszowa, tam przesiadka o 7:02 na autobus bezpośrednio do „Świętego miasta”, przyjazd planowany na godzinę 14. Do końca dnia roznosiła go energia, jak codziennie rozmawiał z nią przez kilka godzin, odpowiadał na pytania typu „czy jesteś pewien, że tego chcesz?”, wszystkie odpowiedzi były twierdzące, nie mógł się doczekać by wreszcie ujrzeć  jej twarz i spojrzeć w oczy.  Położył się spać, ale nie zmrużył tej nocy oka, był zbyt podekscytowany, by to zrobić, wstał o 3 bez słowa pożegnania, ubrał się, wziął kanapki na drogę i wyszedł z domu, droga na stacje minęła mu na wymyślaniu scenariuszy, których szansa na powodzenia była równie znikoma, jak szansa naszego kraju na stanie się supermocarstwem liczącym się  w świecie. To jednak mu nie przeszkadzało, dzięki tym ilustracjom pojawiającym się w jego głowie, dwugodzinna podróż pociągiem zleciała w mgnieniu oka. Wysiadł z pociągu udał się do najbliższego otwartego sklepu, były to delikatesy w jakiejś małej galerii handlowe, kupił butelkę wody, poczym udał się na dworzec autobusowy, usiadł na stanowisku numer 12. Czekając na podstawienie busa, obserwował amok, panujący na dworcu, dzieciaki z pobliskich wiosek zjeżdżały do miasta, do szkoły, autobusy z nazwami dziwnych miejscowości jak Trzebownisko, czy Tyczyn zatrzymywały się co kilka metrów, wyrzucając z siebie ogromne ilości spieszących się, ale wciąż jeszcze zaspanych ludzi. Usiadły obok niego dwie zakonnice i jakaś kobieta, po kilku minutach autobus podjechał. Kierowca otworzył bagażnik, wszyscy wrzucili tam swoje bagaże, po czym usiedli wygodnie w dalekich odstępach od siebie. Znużony trwającą już kilka godzin podróżą, oraz nieprzespaną nocą zasną ze słuchawkami na uszach po kilku kilometrach. Obudził się, gdy usłyszał sygnał sms-a, zajrzał do telefonu, gdzie widniała tylko jedna linijka tekstu „Kiedy będziesz…?”. Rozglądnął się  zobaczył, że autobus stoi na postoju przy krawężniku, spojrzał na zegarek była 12:56, wiedział więc, że do celu już nie daleko, nie wiedział gdzie jest, ale wiedział, że nie przespał swojego przystanku, znów zawładnęły nim emocje, znów zaczął myśleć, o tym co się stanie kiedy w końcu się spotkają, rozprostował nogi, porozmawiał z kierowcą, odpisał na sms: „Będę za godzinę.” Czas szybko zleciał, wysiadł na swoim przystanku, kierowca rzucił mu na dowidzenia „trzymaj się dzieciaku.” Odwrócił się zaskoczony, uśmiechnął się bo nie wiedział co powiedzieć. Zdał sobie sprawę, że może faktycznie jest tylko naiwnym dzieciakiem, ale było już za późno żeby zrezygnować, zadzwonił,
-Właśnie wysiadłem z autobusu, gdzie jesteś?
-Znajdź sobie jakieś dogodne miejsce, w którym będziesz tylko Ty, tak żebym Cię nie przeoczyła, już idę.
-Stoję oparty o ścianę przed małym budyneczkiem, w którym jak się domyślam są kasy, nade mną żółty napis PKS.
-Ok, daj mi 3 minuty.
Rozłączyła się, to były 3, a w zasadzie 5 najdłuższych minut w jego krótkim życiu, każda sekunda dłużyła się do granic możliwości. Czuł, że jego żołądek i serce mogą nie wytrzymać tego nerwowego oczekiwania, pierwszy raz w życiu naprawdę nie mógł się skupić, pomyśleć o niczym innym, w dworcowym radiu leciała, akurat jej ulubiona piosenka zespołu Green Day, wszędzie dookoła biegały same zakochane pary, a on sterczał tam jak kołek wpatrując się w klepki chodnikowe, nucąc pod nosem zasłyszaną przed chwilą piosenkę, podniósł w końcu wzrok, stała z boku patrzyła na niego, uśmiechając się od ucha do ucha, specjalnie nie podchodziła, chcąc sprawdzić, kiedy w końcu ją zobaczy. Jej ciemne baleriny, jasno beżowe spodnie, biała bluzka i dopasowana do spodni katana wyglądały idealnie. Kręcone czarne włosy, brązowe oczy, blade usta i szeroki uśmiech, który pokochał od pierwszej chwili.  Wydawało mu się, że gra w filmie, że to ta magiczna scena, w której aktor wchodzi do sali balowej pełnej gości, tłum się rozstępuje, a na drugim końcu sali, jest ona, najpiękniejsza kobieta świata, ich spojrzenia się spotykają i od tej chwili, są już razem, na zawsze.
 Ich rozmowa jak to zwykle bywa w takich sytuacjach zaczęła się od nieśmiałego „Cześć”, spowodowanego zanikiem strun głosowych u obojga z nich.
-To gdzie ten hotel, który mi załatwiłaś?- zapytał.
- Na ulicy św. Andrzeja, ale szczerze mówiąc to, nie orientuje się gdzie to jest.- odpowiedziała.
Oboje wybuchnęli  śmiechem, to znacznie rozluźniło atmosferę, wiedzieli jedynie, w jakim kierunku powinni się mniej więcej poruszać, po kilku desperackich próbach odszukania małej uliczki na miejskich mapach, zaczęli rozpytywać ludzi, najpierw jakiegoś księdza, później starszego Pana, na koniec dwie dziewczyny, mniej więcej w tym samym wieku co oni, nikt ni znał odpowiedzi, oboje wciąż jednak pozostawali roześmiani, ciągle żartując nie zdawali sobie sprawy, jak daleko od celu są, nie traktowali tego jako, wędrówki  do wyznaczonego celu, czy poszukiwań, to był przyjemny romantyczny spacer. Jakimś cudem po dwóch godzinach kręcenia się w kółko znaleźli odpowiedni kierunek, a także stare małżeństwo, które wskazało im drogę do dziwnego, mało zacisznego motelu, w którym mieściła się strzelnica policyjna, na której jak okazało się następnego dnia zajęcia zaczynały się o 7 rano. Zostawił swoje rzeczy, w pokoju, chwile popatrzył na siebie w lustrze „jestem szczęściarzem” pomyślał i wyszedł. Zamykając za sobą drzwi na klucz. Spędzili ze sobą dwa najcudowniejsze dni jakie kiedykolwiek przeżył. Robili wiele rzeczy, spacerowali, zwiedzali, całowali się, a przede wszystkim rozmawiali, godziny mijały jak minuty, a minuty jak sekundy. Gdy odprowadzał ją do domu, idąc z jedną z głównych ulic miasta, zaczepił ich pewien mężczyzna,  był kilka lat starszy od nich, smutny widok, taki młody, a już zdemoralizowany, taki młody,
a już żebrzący o pieniądze na tanie wino. Tego wieczoru poszczęściło mu się, dostał od razu na całą butelkę. Na rozchodne dodał, że wypije to piwo za ich miłość, by była tak wielka, jak ich szczodrość, rozbawiło go to, z całą pewnością jeden pijak sprawi, że będą się kochać, aż do końca świata. Zignorowali to zajście, ruszyli w drogę, po kilku minutach rozmowy dotarli do skrzyżowania za mostem, po lewej stronie zauważył mały bazarek, po prawej starą zabytkową kamienicę, z szyldem Gazety Wyborczej.
-Co to za ulica?- zapytał.
-To nie ważne, ja nazywam ją aleją frytkową. Tutaj po mnie jutro przyjdziesz, bądź o siódmej, chcę się Tobą jeszcze nacieszyć.- odpowiedziała, z uśmiechem na ustach.
Pocałowała go, to był najbardziej namiętny i najwspanialszy pocałunek jaki kiedykolwiek przeżył, jej usta były słodsze, niż czekolada, a oddech gorący jak pustynia. Serce waliło mu jak oszalałe, zapach perfum doprowadzał go do szaleństwa. Włosy na rękach stanęły mu dęba, przez jego całe ciało przeszły ciarki, a nogi zaczęły mu mięknąć. Na chwilę przestali się całować, oddalili się od siebie na kilka sekund, ich spojrzenia natychmiast się spotkały. Uśmiechnęła się, to był najbardziej seksowny widok, jaki kiedykolwiek widział. Chciał znów ją pocałować, przysunął ją, więc do siebie szybko i zdecydowanie, znów się uśmiechnęła, jakby sprawiało jej to przyjemność, spojrzała na jego usta, a później znów w jego oczy. Sprawiła, że marzył o pocałunku, że miał na jej punkcie obsesję, że w tamtej chwili mógłby dla niej zabić. Rozpaliła do czerwoności jego zmysły, po czym położyła mu palec na ustach, wyślizgnęła się z jego ramion, odwróciła się na pięcie i ruszyła do domu. Stanął jak wryty, wykrzesał z siebie tylko jedno słowo. Brzmiąc jak bezmózgie Yeti zapytał:
-Aleee..?
-Co, ale?-  odpowiedziała, z ponętnym uśmiechem na twarzy.
-Dobranoc, Stokrotko, zapomniałem Ci to powiedzieć.- Podszedł pocałował ją w czoło i przytulił, jakby była wszystkim co ma. Uśmiechnął się i kazał jej ruszać w drogę. Stał jeszcze przez chwilę, patrząc jak znika w bramie swojej kamienicy, z szyldem salonu sukien ślubnych. Poczuł ulgę, teraz gdy poszła mógł przestać udawać, że wszystko jest dobrze, że nie bolą go nogi i że cały ten spacer nie był wyczerpujący.  Jego niedawno wyleczona kontuzja kostki, bolała tak bardzo, że ledwo dokuśtykał do hotelo-strzelnicy. Z odnowioną kontuzją stawu skokowego było to dość spore wyzwanie, które zajęło mu około trzech godzin. Wykąpał się i położył spać, zasnął gdy tylko przyłożył głowę do poduszki.
Następnego ranka obudził się około piątej, z radością stwierdził, że kontuzja kostki nie odnowiła się, a tylko ją przesilił, mógł chodzić prawie nie utykając, a przynajmniej tak myślał do czasu gdy o siódmej rano znów ją zobaczył. Czarne spodnie i bluzka w biało czarne paski, lekki makijaż i niesamowity uśmiech, wszystko to sprawiło, że znów poczuł się jak Superman, że nie czuł już bólu, a jedyne o czym marzył to znów trzymać ją w objęciach, znów ją całować. Przeszła przez ulicę w swoich czarnych butach na niewielkim obcasie, ponętnie kołysząc biodrami i zwracając uwagę wszystkich mężczyzn przechodzących przez „aleję frytkową”. Podeszła do niego i pocałowała go, oddaliła się i zapytała:
-Warto było na to czekać?
-Na takie cudo, mógłbym czekać całe życie.- 

środa, 28 listopada 2012

Sny

Zdarzają się różne sny, niektóre przyjemne, niektóre mniej, czasem są to wręcz koszmary, z których budzimy się z krzykiem, zlani potem. Czasami jednak, nie ma znaczenia czy to dobry czy zły sen, czasami liczy się jego intensywność. Czasami, raz na jakiś czas, może jeden raz w życiu zdarza się sen, tak realny, że wydaję się być rzeczywistością, sen po którym człowiek nie wie, co jest prawdą, a co jest fikcją. Ja dziś miałem taki sen, sen tak niesamowicie realny, że do tej pory zastanawiam się czy może nie był on prawdą. Nie było to nic szczególnego, żaden koszmar, ani nic szczególnie dobrego i może właśnie dlatego tak ciężko przejść nad nim do porządku dziennego.

niedziela, 11 listopada 2012

Kalectwo

Ostatnio spotkałem kilka różnych osób, każda z tych osób była inna i dziwna pod innym względem, jedyne co łączy te osoby pomimo zupełnie innych charakterów, wyglądu, płci czy wieku, to emocjonalne kalectwo. Poznałem piękną dziewczynę, która nigdy nie była zakochana, która nie odczuwa, a przez to nie okazuje uczuć, sympatii, współczucia, niczego... Jej kalectwo polega na tym, że ona bardzo chciałaby się zakochać, zatęsknić za kimś, poczuć motyle w brzuchu, ale nie potrafi, nie jest w stanie nic z tym zrobić, bo niby jak..? Drugą osobą okaleczoną emocjonalnie jest, chłopak, którego poznałem na imprezie w zeszłym tygodniu, na pozór normalny facet, inteligenty, zabawny, jaka jest jego wada? On zakochuje się co chwila, wystarczy randka, lub dwie, zaczyna mu zależeć i nie może się tego pozbyć, choć bardzo chciałby być normalny, wyczuć, że dziewczyna umówiła się z nim na drugą randkę, ale jej nie zależy, że nic z tego nie będzie, ale on zwyczajnie tego nie potrafi. Ostatnią dziwnie skrzywdzoną emocjonalnie przez los osobą jest dziewczyna, z którą poznał mnie kolega. Skromna, cicha, nieśmiała, wstydliwa, to wszystko dziś normalne, ale nie tak jak u niej. Jej normalny nastrój to depresja, ciągle obwinia się o wszystko co robi, obiecała sobie, że będzie mówiła to co myśli, robi to, a później płaczę, że to zrobiła... Zastanawiam się, dlaczego tak jest, dlaczego są ludzie tak bardzo wypaczeni, wypaczeni nie ze swojej winy, na pozór normalni ludzie, chcący tylko być szczęśliwi, a później okazuje się, że oni nawet nie potrafią rozpoznać szczęścia, bo mają "wadę produkcyjną", podejmują decyzję tylko i wyłącznie w oparciu o analizę sytuacji, bez uczuć i emocji, może to i zdrowe, ale czy czasem nie warto posłuchać serca, zamiast rozumu...?

piątek, 9 listopada 2012

Rozliczenia...

Choć nigdy tego nie przeczytasz, winien jestem Ci przeprosiny. Przeprosiny, za to jakim się stałem, przeprosiny, za to kim Ty przeze mnie się stałaś. Powinienem Cię przeprosić, za te wszystkie kłamstwa wypowiedziane, dla chwili spokoju, za te wszystkie niezrealizowane plany i marzenia. Powinienem Cię przeprosić, za to, że kłamałem od samego początku, że nie zrobiłem tego o co prosiłaś i porównywałem Cię do ideału. Kiedyś się spotkamy, za kilka lat, gdy emocje już opadną, gdy spojrzymy na siebie bez gniewu, zawiści, jedynie z sentymentem, staniesz naprzeciw mnie, w sali pełnej ludzi, w pięknej balowej sukni, wymienimy się spojrzeniami, podejdę do Ciebie, nie przywitam się, nie zapytam co u Ciebie, powiem tylko jedno... Przepraszam, że zmarnowałem Twój czas.

sobota, 3 listopada 2012

Przewrotny los...

Został zaproszony na spotkanie klasowe, na którym w końcu miało być więcej niż cztery osoby. Okazało się , że faktycznie tym razem przyszli prawie wszyscy, najbardziej zdziwił się na widok swojej byłej dziewczyny, której od matury nikt nie widział, ucieszył się, że ją widzi, nic do niej nie czuł, ale dawno jej nie widział, a ona zawsze opowiadała ciekawe historie. Zapytał więc co u niej, z początku, nie chciała nic powiedzieć, naciskał więc "przecież taki lekkoduch jak Ty, zawsze coś robi, zawsze ma coś do powiedzenia. Zgodziła się, okazało się, że ma chłopaka na poważnie, bierze ślub, buduję dom. Zrobił wielkie oczy, napili się za jej szczęście. Jego samotne ostatnie życie, przestało być szokujące, wobec takim wieściom. Jego znajomi szybko uciekli do domu, niektórzy dojeżdżali, a to był ich ostatni autobus, a inni wracali na swoje studia, już następnego ranka, nie chciał jednak iść do domu, postanowił znaleźć jakąś znajomą twarz i przyłączyć się do  ich grupy. Daleko nie trzeba było szukać, szybko zauważył jedną ze swoich najładniejszych koleżanek, na parkiecie, popatrzył na nią chwilę uśmiechając się, gdy go zobaczyła na jej twarzy, pojawił się wielki uśmiech, a po krótkiej chwili, błaganie o pomoc. Zostawił więc swoje rzeczy podszedł i odbił partnerkę.
- Aż tak było źle?- zapytał.
-Wszystko byłoby spoko, gdyby był mniej napalony, zaczynałam się bać.
-Zawsze do usług.
Zaprowadziła go na swoją lożę, usiadł obok innej koleżanki poznanej na jakiejś wakacyjnej imprezie, porozmawiali przez chwilę, śmiali się jak zwykle, gdy się spotykali, przyszedł jej chłopak i poszli zatańczyć. Porozglądał się przez chwilę i spostrzegł kolejną znajomą, tym razem wampirzycę, zatańczył z nią kilka piosenek, pośmiali się, zrobiło jej się gorąco, postanowiła chwilę odetchnąć, w tej chwili dostał potężnego kuksańca. Odwrócił się, niemal zmotywowany do walki, okazało się jednak, że to tylko jego była dziewczyna z liceum, zdziwił się, w końcu po rozstaniu nigdy ze sobą nie rozmawiali. Poprosił ją do tańca, tańczyli przez kilka godzin bez przerwy, rozmawiali i dobrze się bawili, dziwnie czuł się z tym, że gdy byli razem nie potrafili się razem bawić, coś im zawsze w sobie przeszkadzało, ale nie tej nocy, tej nocy władali parkietem, byli wyznacznikiem, tego jak powinno się tańczyć, jak powinno się bawić. Wracając do domu, wcześnie rano, zastanawiał się nad tym wszystkim co się stało w ostatnich dniach, w przeciągu kilku dni, napisała do niego dziewczyna, która była niegdyś dla niego wszystkim, spotkał dwie swoje byłe dziewczyny, z którymi naprawdę dobrze się bawił. Do tego, wielkie wrażenie, zrobiły na nim znajome, z którymi tańczył... "Chyba powinienem przestać myśleć..."- powiedział do siebie cichutko, a potem zasnął.

niedziela, 28 października 2012

Lata lecą...

Jesteś sobie, żyjesz, przeżywasz różne chwile, wydaje Ci się, że się zmieniasz, dorastasz, że jeszcze dwa lata temu byłeś innym człowiekiem i wtedy coś się dzieje, coś czego nie można opisać słowami, coś dziwnego. W Twoim życiu, pojawia się ktoś, kto zniknął z niego jakiś czas temu, zaczynasz się zastanawiać, co by było gdyby, kim dzisiaj byś był, jak potoczyłyby się Twoje losy, sięgasz wstecz pamięcią i nagle uświadamiasz sobie, że poza tą twardą, zewnętrzną skorupą, która z każdym dniem stawała się grubsza, w środku wcale się nie zmieniłeś, uświadamiasz sobie, że wciąż pragniesz tego samego co dawnej, że wciąż masz takie same marzenia jak dawniej, że wciąż jesteś tym samym człowiekiem, tylko w innym, starszym, może grubszym, może chudszym, może już łysiejącym, może bardziej zmęczonym ciele, ale Twoja osobowość i Twój charakter wciąż pozostał niezmienny... W tej chwili uświadamiasz też sobie, że wolisz posiedzieć w domu przed komputerem, rozmawiając z tą osobą, niż wyjść z przyjaciółmi, ale to nic złego, to po prostu tęsknota...

wtorek, 23 października 2012

Nadzieja? P....

Dziś pierwszy raz w życiu tak się poczułem, dziś pierwszy raz w życiu miałem tak wielki mętlik w głowie, że nie potrafiłem poprawnie wypowiedzieć zdania. Wszystko zaczęło się kilka lat temu, poznałem dziewczynę, wtedy jeszcze nie wiedziałem jaka będzie dla mnie ważna, wszystko szło dobrze, nawet bardzo dobrze, zależało nam na sobie, aż nagle wszytko się skończyło, tak po prostu, jakby pstryknięcie palcami, koniec. Co dziwne czar nie prysł, magia jak się okazało wciąż była w nas. Udało się zdusić uczucie, które wtedy powstało, ale wracało ono co jakiś czas, wciąż silniejsze i silniejsze. Cóż powracało tak przez ponad dwa lata, aż do dziś. Dziś dostałem od niej wiadomość, wiadomość która nic nie wyjaśnia, ale jest tak emocjonalna, jej treść to swego rodzaju zakończenie, tego co między nami było, ale jest w nic coś, co pozwala mi wciąż mieć nadzieję, bo do dziś o niej myślę. Po jej przeczytaniu, sam nie wiem dlaczego, trząsłem się, byłem szczęśliwy, jak nigdy dotąd, jakby to wszystko nie miało znaczenia i mimo, że zawsze doradzam wszystkim "nie wchodź, nigdy dwa razy do tej samej rzeki", to była to najpiękniejsza, najinteligentniejsza i najwspanialsza rzeka mojego życia i do dziś na prawdę, ale na prawdę nie wiedziałem, że czuję do niej coś tak, mocnego, coś tak wielkiego, coś tak wspaniałego.... Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, nawet jeśli to koniec, to wreszcie po tak długim czasie, ostatecznie się rozstaniemy, tym razem na zawsze, a to będzie już jakiś początek... A teraz siedzę i czekam na jej odpowiedź, na to że wciąż o niej myślę...

sobota, 20 października 2012

Życie...

Dziś zrozumiałem, że dotychczas źle patrzyłem na życie. Moim wyobrażeniem życia był jeden kłębek wełny, kłębek który był tak poplątany, że nie wiadomo co przyniesie jutro, jednak parę dni temu zdarzyło się coś, co doprowadziło mnie do dzisiejszych rozmyślań. W jednym z ulubionych pubów, spotkałem pewną dziewczynę, wydawała się znajoma, ale nie byłem pewien czy mam rację, postanowiłem jednak podejść i zapytać, okazało się, że faktycznie jest to moja przyjaciółka, którą poznałem w gimnazjum, a która cztery lata temu wyjechała daleko stąd, a nasz kontakt się urwał. Byliśmy kiedyś na prawdę blisko, bez żadnych podtekstów, czysta przyjaźń, wiedzieliśmy o sobie wszystko, byliśmy dla siebie wszystkim, tyle że nasze serca nie grały tej samej melodii. Pomyśleć, że poznaliśmy się na jakiejś żałosnej prezentacji, mającej nas zachęcić do wyboru, szkoły zawodowej, wtedy robiło się wszystko, byleby tylko nie być na lekcjach... Umówiliśmy się na spotkanie, usiedliśmy na ławce i po prostu zaczęliśmy rozmawiać, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby to minęły nie cztery lata, a cztery dni. Po wyjeździe na studia mojego najlepszego przyjaciela, czułem się troszkę zanudzony tym co się dzieje w moim mieście, wygląda na to, że jednego z przyjaciół straciłem, a drugiego odzyskałem. To doprowadziło mnie do przemyśleń, że życie każdego człowieka, to nie jedna nitka wełny ciągnąca się przez wzloty i upadki, wyżyny i doliny, ale że są to miliony połączonych ze sobą poplątanych dróg osób, które zmieniają się pod wpływem naszego zachowania, oraz zachowania innych ludzi. Może, gdybym nie powiedział kiedyś dawno temu pewnej Patrycji, że tak bardzo mi na niej zależy, a poczekał z tym trochę dłużej, może nie oddałaby się pierwszemu lepszemu na ławce pod biedronką, w środku nocy. Może, gdybym nie pojechał wtedy do Warszawy kilka dni temu miałbym 5 rocznicę mojego związku, może... Po prostu są chwile, w których nieświadomie bardzo mocno zmieniamy historię życia innych ludzi, ludzi których często nie dostrzegamy....

środa, 17 października 2012

Romantyczna dusza..

Mimo, że żyjemy w XXI wieku, w którym konsumpcjonizm to wartość nadrzędna, to wciąż istnieją ludzie, żywcem wyrwani z przeszłości, to nie obraza, wręcz przeciwnie, oznacza to, że wciąż są z nami ludzie, dla których ważne są takie wartości jak miłość czy przyjaźń, często nazywamy ich romantykami, każda mężczyzna zostaje nim na pewnym etapie swojego życia, jedni z tego wyrastają, w innych to pozostaje na zawsze. Do dziś nie wiadomo, która postawa jest lepsza, wiadomo tylko, że tych romantycznych jest mniej i może to zabrzmi głupio, ale ja chyba także zaliczam się do te grupy. Jestem marzycielem i niepoprawnym optymistą, w końcu przed dzisiejszym meczem Polski z Anglią obstawiałem remis lub zwycięstwo biało-czerwonych, ale wracając do tematu uwielbiam rozmyślać i marzyć, sprawiać niespodzianki, dawać prezenty, nie dla satysfakcji, nie dla szpanu, ale dla tego szczerego uśmiechu i błysku w oku jaki się wtedy pojawia, mówi się, że każda dziewczyna marzy o wielkim ślubie, gdzie będzie księżniczką, to chyba prawda... W każdym razie żaden facet nie jest księżniczką i nie powinien wybiegać ze swoimi myślami, aż tak daleko, ale mógłby zaplanować swoją wymarzoną randkę, czy sposób w jaki chciałby oświadczyć się swojej wybrance w przyszłości... Kiedyś będąc w poważnym i długim związku zastanawiałem się nad tym, doszedłem do wniosku, że najlepszym sposobem na oświadczyny jest spełnienie jednego ze swych marzeń, otóż jako mały chłopczyk bardzo chciałem być rycerzem, bohaterem ratujący pięknie niewiasty z rąk złego czarnoksiężnika, więc, gdy będę chciał się oświadczać, wynajmę zbroję, wynajmę białego konia, przyjadę do niej niczym sam Sir Lancelot, zeskoczę z mojego wspaniałego wierzchowca, podniosę przyłbicę i zapytam "wyjdziesz za mnie?". Dziwne, że nie zaplanowałem idealnej randki, ale każdą randka jest idealna, kiedy dobrze się bawisz, kiedy robisz coś co lubisz. Mam przyjaciela, straszny pacan, zupełnie jak ja (....), w każdym razie ma on dziewczynę, to już ponad dwa lata, zamieszkali razem, kiedyś zapytałem go "Co dzisiaj robisz?", odpowiedział mi, że jest bardzo nieszczęśliwy, ponieważ musi iść ze swoją dziewczyną na spacer, "a co w tym złego, nie kochasz jej, nie lubisz jej?" zapytałem. Nienawidzę spacerów, nienawidzę chodzić, mogę biegać, grać w siatkówkę czy nogę, ale nienawidzę biegać, wszyscy nasi wspólni znajomi zgadzamy się, że nie są idealną parą, w końcu ona zmusza go do spacerów, ale chodzi o to, że każdy powinien mieć kogoś, kto do niego pasuje, kogoś kto nie lubi spacerów, kogoś kto kocha siatkówkę, kogoś kto kocha leżeć w łóżku cały dzień i oglądać seriale. Poza tym nie trzeba kupować kwiatów i czytać wierszy aby być romantykiem, wystarczy pomysł i wiara w prawdziwą miłość, wystarczy nauczyć się grać na gitarze i zaśpiewać Lady Pank- Zawsze tam gdzie Ty, wystarczy z tym nie walczyć, wystarczy się temu poddać, a pomysły na wspaniałą randkę przyjdą same, bo w końcu nawet jedzenie pierogów w środku nocy, pod gołym niebem, będąc do kogoś przytulonym może być romantyczne.

poniedziałek, 15 października 2012

Pogrzeb

Zdarzyło się to już jakiś czas temu, wrócił przed chwilą z długich i męczących zakupów, ledwo zdążył włączyć swoją kilkuletnią konsolę, usiąść wygodnie w fotelu, gdy zadzwonił telefon, jego siostra:
-Cześć, widziałeś już klepsydrę?
-Jaką klepsydrę?- zapytał.
-Dziadek Miron nie żyje, pogrzeb jest w sobotę, co robimy?
-Muszę się zastanowić, sama wiesz jak jest, nie jestem pewny, czy powinniśmy iść na pogrzeb całkowicie obcego człowieka...
Rozłączył się, wyłączył konsolową wersję bijatyki, zaczął myśleć, co powinien zrobić.
Zdecydował, że pójdzie na ten pogrzeb, ostatecznie z całej rodziny jego ojca, to dziadek był najnormalniejszy, przynajmniej tak słyszał, bo sam go nie pamiętał.
Trzy dni później, o tej samej porze był już na cmentarzu, czekając na rozpoczęcie się ceremonii, nie odważył się wejść jednak do środka, stał przed wejście i z bezpiecznej odległości wpatrywał się w małą jasną trumnę, porozglądał się trochę, ale nie natrafił na nikogo, kogo by znał, nie wiedział, kim są ludzie zgromadzeni w kilku pierwszych rzędach. W pewnym momencie, wszyscy wstali, odwrócili się zobaczyli go, szybko się rozglądnął po ich spojrzeniach, zdał sobie sprawę, że nie jest mile widzianym gościem, podobnie jak wszyscy jego bliscy, to jednak go nie zniechęciło, przyglądał się im najłagodniejszym możliwym spojrzeniem. Odsunął się na bok i pozwolił im wyjść z kaplicy, w pewnym momencie zobaczył swojego ojca, zdawało mu się, że go nienawidzi, ale to, że on nawet na niego nie spojrzał zabolało, zabolał po raz kolejny, "to właśnie za to Cie nienawidzę", pomyślał. Cały kordon odprowadzający zmarłego, do miejsca jego ostatniego spoczynku ruszył, a on wciąż stał i wpatrywał się w pustą już kaplicę, w miejsce, gdzie stał jego ojciec, gdzie nawet na niego nie spojrzał. Po chwili ruszył, trzymał się jednak tyłu, doszli do końca cmentarza, do ostatniego miejsca na nim, tam właśnie został pochowany. Stanął za wszystkimi, patrzył jak kolejne łopaty ziemi spadają na trumnę, patrzył na swojego ojca, zastanawiał się, czy będzie miał na tyle przyzwoitości, że chociaż do niego podejdzie, że chociaż na niego spojrzy, nie interesował go pogrzeb, ani żadni inni ludzie, zwracał tylko uwagę na to co robi ten człowiek, którego ledwo rozpoznał, ale nie podszedł, nawet nie spojrzał, na jego twarzy było jednak widać smutek, co utożsamił ze stratą ojca, oraz wstyd, to utożsamił, ze swoim moralnym zwycięstwem, zachował się tak jak powinien, a jego ojciec tego nie potrafił. Wtedy zdał sobie sprawę, że to co czuje do ojca, to nie nienawiść, ale pogarda i obojętność. Dziś już wie, że nie jest taki jak on, że nigdy nie będzie, że jest lepszy, to go buduję, dodaję mu siły na każdy dzień życia.

piątek, 5 października 2012

Przyjaciółki...

Umówił się z koleżankami na piwo, chcieli sobie powspominać stare, szkolne czasy, to jak dobrze się kumplowali, jak zawsze potrafili się rozbawić. Ich drogi się rozeszły. Studia, zdarza się, grunt, że będą mogli sobie pogadać. Wysłuchiwali siebie nawzajem, opowiadali jak to jest, na architekturze, ekonomii i administracji, kto ma ile nauki, kto jakich ludzi poznał, kto w kim się zakochał. Przyjacielska pogawędka szybko się skończyła, odprowadził je na autobusy, sam ruszył w stronę domu, gdy nagle z jednego z lokali wypadła grupa koleżanek jego byłej dziewczyny, wołając go, "oho będą kłopoty"- pomyślał. Nie zwykł jednak udawać, że kogoś nie widzi, lub nie słyszy, przynajmniej jeśli taka osoba pojawia się w obrębie pięciu metrów od niego. Przystanął więc i powitał je serdecznym uśmiechem. Spodziewał się awantury i głosów typu: "jak mogłeś jej to zrobić?", "Ty draniu", zdziwił się więc gdy kilka z nich rzuciło mu się na szyję przy powitaniu, stał tak przez chwilę zbaraniały, po czym został wciągnięty do lokalu, posadzony na środku loży, nie padło ani jedno pytanie, słyszał tylko głosy, "bardzo dobrze, że ją zostawiłeś...", nie wiedział co się dzieje, patrzył na koleżanki, jak na stworzenia z innej planety, a one zdawały się to ignorować, rozumiejąc jego zdumienie. Otrząsnął się i zapytał:
- "ale przecież, jesteście jej koleżankami, jak możecie mówić, że dobrze zrobiłem?",
-"nawet nie wiesz, jaką ona tera jest suką, rzuca się na każdego faceta jakiego spotka, mści się na całym gatunku, za to że z nią zerwałeś."- odpowiedziała jedna z nich. zdziwiło go to, postanowił zostać, zamówić piwo i słuchać co jeszcze mają mu do powiedzenia. Wypili jeszcze po kilka piw, on posłuchał o tym, jakie głupoty może zrobić kobieta. Z mocno poprawionym humorem poszedł do domu, położył się na łóżko, popatrzył w sufit i pomyślał: "podjąłem słuszną decyzję"

niedziela, 30 września 2012

Różni ludzie, różne marzenia...

Zawsze będąc w galerii mijając ogródek dla dzieci zastanawiał się co by się stało gdyby tak wskoczyć do basenu pełnego piłek, wyciągnąć dzieci, wziąć rozbieg i rzucić się w morze kolorowego kauczuku, pływać w nim i nurkować. Nigdy jednak nie miał z kim, ale od czego jest internet? Poznał jakąś dziewczynę, popisali razem parę dni, nie było w tym nic dziwnego, no może prócz wspólnego marzenia o pływaniu w morzu kauczukowej tęczy, zrobili to co postanowili, spotkali się w galerii, poczekali aż dzieci nie będzie już w brodziku, a ochrona zajmie się swoimi sprawami. Spojrzeli na siebie, rozbiegli się i skoczyli, bali się reakcji ochroniarzy, ale Ci po prostu zaczęli się z nich śmiać, pomogli im wyjść z basenu, poprosili by więcej tego nie robić, krótka chwila, a ile szczęścia....

wtorek, 25 września 2012

Złe wiadomości

Czasami zdarza się tak, że otrzymujemy złe wiadomości, dotyczą one nas samych lub naszych bliskich, a bardzo często wywracają nasz świat do góry nogami. Sam ostatnio otrzymałem złą wiadomość, nie dotyczyła mnie, przynajmniej bezpośrednio, chodziło o mojego dziadka, skierowany do szpitala na badanie płuc, był dziwnie niespokojny, nie tylko on ale także i babcia, zastanawiało mnie to, bo choć wiem, że nie jest z nim najlepiej, nie wyobrażałem sobie, że coś może być nie tak. Szybko zostałem sprowadzony na ziemię, rozmawiając z lekarzem dyżurnym o stanie, seniora usłyszałem, że to coś poważnego, nawet bardzo poważnego, usłyszałem że zmiany w płucach są tak duże, że nie potrwa to już zbyt długo.
- Pana dziadek, ma raka, nie wiemy jeszcze tylko jakiego rodzaju.
Pani doktor była załamana, przekazała tego dnia piątą złą wiadomość rodzinie pacjentów, wyraźnie nie była w stanie sobie z tym poradzić, wyszedłem z gabinetu widząc, łzy napływające jej do oczu, każdy potrzebuje w trudnej chwili odrobinę prywatności, wyszedłem z oddziału, poszedłem odetchnąć świeżym powietrzem, wiedziałem że zaraz muszę wrócić do sali, w której położony został dziadek, któremu na polecenie babci nie wolno było nic powiedzieć. Usiadłem na ławce pod szpitalem, patrząc na wielki parking i przejeżdżające obok wejścia samochody, których leniwi kierowcy liczyli na miejsce jak najbliżej wejścia. Przez chwile miałem łzy w oczach, poczułem się załamany, zadzwoniłem do matki, powiedziałem jej jaki jest "wyrok", niemal usłyszałem łzy spływające po policzkach, rozłączyłem się, wziąłem głęboki oddech, postanowiłem sobie, że będę przy nim, że jako jedyny będę go traktował tak jak dawniej, jako jedyny nie będę dawał mu siłę, będę w niego wierzył, będę trwał przy nim, zachęcał go do walki. W końcu do póki walczysz jesteś zwycięzcą."

niedziela, 23 września 2012

Sweet home alab... blokowisko

Codziennie wychodząc z domu w porannych godzinach widzę tych samych ludzi, do których się uśmiecham i mówię "dzień dobry", mijam starszego Pana sprzedawcę na miejscowym bazarku ładującego jajka do swojego transita, mijam sąsiadów na schodach, to zaczepię to porozmawiam. Odwiedzę Panią ze sklepu i doniosę te 25 gr, których wczoraj mi zabrakło, przejdę przez tunel spotkam kolegów, choć jest 7:13, wciąż są na kacu, a już na haju, jak codziennie chcą pożyczyć trochę grosza, przynajmniej nie kłamią, od razu mówią, że trzeba im na piwo. Te same dresy co wczoraj i przedwczoraj, odkąd pamiętam, odkąd nadali mi ksywkę, dziwnie jest mi na nich patrzeć, wciąż młodzi, a tak wyniszczeni, pijący, palący, nie tylko papierosy, codziennie, nałogowo, z wyrokami na karku. Pomyśleć, że mógłbym być dzisiaj jednym z nich, kiedyś wszyscy dobrze zapowiadający się młodzi ludzie, ambitni, z marzeniami, z tytułami na koncie, razem z nimi wygrywałem turnieje, razem z nimi grałem w klubie, niegdyś dałbym się za nich pokroić. Dawniej przyjaciele, dzisiaj smutny obraz tego kim mogłem się stać... Codziennie patrzę w lustro, spoglądam sobie w oczy i mimo, że nie widzę tam milionera, ani modela, to jestem z siebie dumny, jestem dumny z tego, że wciąż są ludzie, którzy we mnie wierzą, jestem dumny, że udało mi się wyrwać z tego blokowiska...

piątek, 21 września 2012

Recepta na wszystko...

Chcesz być szczęśliwy? Bądź, przestań zwracać uwagę na to co mówią ludzie, przestań patrzeć ciągle za siebie, przestań myśleć jak beznadziejny jesteś. Chcesz mieć dziewczynę? Idź na dyskotekę, do baru, na spacer, zobaczysz jakąś ładną dziewczynę, uśmiechnij się do niej, jeśli odwzajemni uśmiech, zaczep. Chcesz być szczupły? Przestań żreć, zacznij ćwiczyć, weź się w garść, ten pączek nie jest Ci do niczego potrzebny, zmotywuj się, daj sobie szansę, niech każdy ból mięśnia budzi w Tobie radość, radość, że dobrze przepracowałeś czas na bieżni, siłowni, czy aerobiku. Chcesz rzucić palenie, zrób to, gdzie leży problem? Bo to trudne? Nic nie jest trudne, możesz osiągnąć wszystko czego zapragniesz, recepta jest prosta, skończ z wymówkami, skończ z głupotami, oczyść umysł i zrób to, zastanów się, czy jest Ci to potrzebne, jeśli chcesz osiągnąć to co jest Ci potrzebne, to nie myśl, "zrobię to", myśl "muszę to zrobić", dręcz się tym, niech każdy nieprzepracowany dzień budzi w Tobie wyrzuty sumienia, uda Ci się! Zapamiętaj to, dręcz się tym, walcz sam o siebie, bo to Ty jesteś swoim jedynym przeciwnikiem.

poniedziałek, 10 września 2012

Sens...

Czasem, rzadko ale zdarzają się chwile, które rzucają cień na nasze życie, nie muszą one bezpośrednio nas dotyczyć, czasami dzieją się gdzieś obok, czasami obserwujemy je z perspektywy trzeciej osoby, a mimo to są tak głębokie, tak gorzkie i niesprawiedliwe, że bezpowrotnie nas zmieniają...
Byli najlepszymi przyjaciółmi, znali się od niemowlaka, łączyły ich setki wspólnie spędzonych chwil, miliony sms-ów, tygodnie rozmów telefonicznych. Mieszkali w tej samej miejscowości, od dziecka nierozłącznie uczyli się grać w piłkę, bawili się w piasku, jeździli na swoich pierwszych rowerach. Mieli do siebie absolutne zaufanie, nie było między nimi kłótni, sekretów, ani "złej krwi". Nie zazdrościli sobie niczego, ani miłości, ani domów, ani zdolności, każdy cieszył się sukcesami drugiego. Razem chodzili do podstawówki, gimnazjum i liceum, zawsze siedząc w tej samej ławce, często denerwowali nauczycieli, bywali nieznośni, gdy dorośli postanowili być przyjaciółmi, aż do śmierci, chcieli przeżyć coś szalonego, pojechali więc zagranicę, do pracy, zarobili trochę grosza, postanowili, że kupią sobie motocykle. Piękne, szybkie i niebezpieczne, wszystko było dobrze, jeździli ostrożnie, często razem, pokochali tą adrenalinę, pokochali ten wiatr we włosach, to uczucie bezkresnej wolności, cieszyli się nim każdego dnia. Z czasem paczka powiększyła się, to jednak nie zmieniło relacji między nimi, wciąż byli dla siebie wszystkim, byli czymś więcej niż przyjaciółmi, byli braćmi. Pewnego dnia wybrali się w Bieszczady, w jedną z najtrudniejszych Polskich tras samochodowych, na serpentynach jeden z nich stracił panowanie nad swoim motocyklem, poślizgnął się na odrobinie piasku naniesionej przez wiatr i zderzył się z jadącym z przeciwka samochodem, odwieziono go do szpitala, gdzie po kilku dniach walki z obrażeniami głowy i ciała zmarł.
Znałem go osobiście, nie byliśmy przyjaciółmi, ani dobrymi kolegami, spotkaliśmy się tylko kilka razy, drugi z nich jest moim dobrym kolegą, wiem jedynie, że po tym co się stało, ani on ani nikt z naszego otoczenia, nie będzie już taki sam. W takich chwilach zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego, tych kilka ziarenek piasku przywianych przez wiatr, czekających tylko na jego tylne koło, ten nadjeżdżający samochód, którego kierowca nie miał szans wyhamować, ta cierpiąca rodzina, opłakująca kochanego syna, ten cierpiący przyjaciel, który na zawsze już pozostanie sam. Zastanawiam się, czy i ja zostawiłbym po sobie tyle bólu, czy ktoś poza rodziną i jednym przyjacielem przyszedłby na mój pogrzeb, czy ktoś powiedziałby o mnie coś miłego... Zastanawiam się czemu, wciąż żyją pijacy, którzy biją swoje dzieci i żony, dlaczego wciąż na świecie jest tylu terrorystów, a ginął dobrzy ludzie? Jestem wściekły, bo jeżeli Bóg jest, to nie ma serca....
Wiara, nie jest darem, który otrzymałem, ale jeśli Ty wierzysz i czytasz to teraz, to poświęć chwilę i pomódl się za Mateusza, to niestety nie jest zmyślona historia...

wtorek, 4 września 2012

Pozerka...

Była młodą kobietą nieznoszącą sprzeciwu, nie znoszącą niczego, najbardziej nie lubiła dyktowania warunków, dyktowania czegokolwiek. Martwiła się tylko o siebie i hołdowała raczej zasadzie: umiesz liczyć, licz na siebie. Lubiła swoje koleżanki, choć żadnej nie traktowała na równi z sobą. Zawsze uważała, że są jej niepotrzebne, uważała też, że nie potrzebuje nikogo, że sama sobie poradzi. Wydawała się niemal niewzruszona, niewzruszona na wysiłki kogokolwiek, kiedy tylko zbliżał się do niej jakiś facet, odpalała papierosa, podnosiła w górę swojego drogiego, egzotycznego drinka, patrzyła spod byka, czym niemal z miejsca kastrowała delikwenta, który odwracał się na pięcie, oblany zimnym potem. Spotykając jednego ze swoich byłych chłopaków, zawsze patrzyła nań z nienawiścią. Miała ich jednak kilku, bogata przeszłość... Mijając jednak jednego z nich, nie była w stanie wypowiedzieć nawet słowa, jakby kołek stanął jej w gardle, wciąż go kochała, mówiąc cześć, mijając go na ulicy drżał jej głos, zawsze, zawsze gdy była sama i trzeźwa, po pijaku pokazywała swoją prawdziwą naturę, pokazywała dlaczego ją zostawił, pokazywała jak beznadziejną jest osobą, zachodząc się śmiechem, w zasadzie dławiąc się tym chorym, złowrogim HUE HUE, a on wiedział, wiedział, że nie jest tak zimna i bezlitosna, wiedział, że przyjdzie do domu, położy się w łóżku, przytuli się do swojej małej, pluszowej małpki i zacznie płakać nad tym jaka jest beznadziejna, widział to zbyt wiele razy, by zapomnieć, a słysząc jej dziki śmiech wiedział, że udaje, że wciąż nie pogodziła się z rozstaniem, że wciąż cierpi, teraz już wiedział, że słusznie ma to daleko gdzieś.

Drogi Pamiętniczku...

Drogi pamiętniczku dziś dzień kolejny dzień upłynął pod znakiem rozmowy z Asią. To była wspaniała rozmowa, znów dowiedziałem się czegoś o niej, znów czułem się potrzebny. Powiedziała mi, że nigdy nie uda mi się jej złamać, a przecież tak bardzo lubię wyzwania, to tylko mnie nakręca, już nie mogę się doczekać kolejnych naszych rozmów. To będzie coś pięknego, kolejne chwilę śmiechu i beztroski tego mi trzeba...


Jak można pisać coś takiego i być z tego dumnym?
Nigdy tego nie zrozumiem....

P.S. mówiłem Joasiu, że to zrobię ;)

piątek, 31 sierpnia 2012

Stand Up...


Zastanawialiście się kiedyś jak ten świat zidiociał? Kiedyś żeby poderwać dziewczynę trzeba było napisać wiersz, przynieśc kwiaty, zaprosic na kolacje. Dzisiaj podjeżdżasz pod dyskoteke swoim obniżonym golfem dwójką, odsuwasz szybę, wystawiasz zimny łokieć i mówisz, Dokąd tak patatajasz piekna gazelo, a ona już leci, zachwycona „O Boże, o Boże trafił mi się poeta, romantyk." Po Paru randkach ona się go pyta, wiesz kochanie, tak się zastanawiam, co Ty we mnie widzisz, kim dla Ciebie jestem, a on że poeta, mówi do niej podnosząc głowę z nad swojego nowo skrojonego lapka, bo wiesz Ty masz w sobie takie ciepło, takie, takie coś co przyciąga koty pod samochód w zimie. Za kilka lat biorą śłub, on przestaje na nią zwracać uwage, gra w gry na swoim "nowym" laptopie, ona mówi do niego, zająbys się mną, na co on pyta Bo co? Bo Ci koks do kibla wysypie. Groźba, no grunt że skuteczna, w ogóle caly świat opiera się na groźbach, widzieliście kiedyś faceta, który nie bałby się słów „bo będzie foch?” ja nie widziałem, a wiecie w ogóle czym jest foch? Foch to technika używana przez kobiety każdego rodzaju ze wszystkich środowisk i warstw społecznych. Broń ostateczna, siejąca zniszczenie za każdym razem jej stosowania. Zadaje obrażenia nie tylko celowi, który sporowkował kobietę do jego użycia, lecz również niewinnym jednostkom, które znalazły się w polu rażenia. Jak w definicji używają go kobiety, ale wyobraźcie sobie, ze faceci też zaczynają go używać, rok 1410r bitwa pod grunwaldem, wielki mistrz zakonu krzyżackiego wysyła nam nagie miecze, na co nasz ukochany król Władziu Jagiełło, mówi, „jak mogłeś zranić moje głębokie uczucia, wysylając miecz bez pochwy, ale będzie foch…” Albo na ustawce kibiców, już mają zaczynać, rozgrzewka, tam biją się w swoich drużynach, jeden za mocno walną drugiego i złamał mu rzęsę na co ten "o nie!" Tak się dzisiaj bawić nie będziemy, mam gdzieś tą ustawkę idę do domu możesz nawet nie dzwonić. Z drugiej strony świat rządzony przez kobiety byłby lepszy, piękniejszy, bardziej kolorowy, nie byłoby wojen, tylko sfochowane na siebie księżniczki, nie byłoby walki o ropę jak ma to w zwyczaju USA, ani wyścigu zbrojeń, ale za to np. walka o to kto ma najładniejszą flagę. Oddajmy świat kobietom...

piątek, 17 sierpnia 2012

O wschodzie słońca

Po ostro zakrapianej imprezie ani on, ani ona nie mogli spać, on postanowił, że usiądzie na niewielkim pomoście położonym na zalewie i popatrzy na wschód słońca. Siedział rozmyślając samotnie o tym jak się czuje, jak wygląda jego życie, zastanawiał się czy tak właśnie powinien się czuć. Czy po rozstaniu, po poważnym związku powinien czuć ulgę, czy to, że za bardzo go to nie obeszło to dobrze czy źle. Kątem oka zauważył ruch w krzakach i zdziwił się bardzo, gdy zobaczył, że ktoś wpadł na ten sam pomysł co on. Zobaczył dziewczynę, którą poznał ubiegłej nocy, starszą od niego, będącą w szczęśliwym związku od siedmiu lat. Zresztą jej chłopak był kilkaset metrów wyżej, spał w małym drewnianym domku, wraz z resztą osób obecnych na nocnej libacji. Usiadła obok niego i zaczęli rozmawiać wpatrując się w schód słońca, on jak zwykle nie omieszkał się popisać, głupimi psychologicznymi sztuczkami pokazującymi, że rzekomo potrafi czytać w jej myślach, co ona za każdym razem kwitowała, krótkim lecz treściwym "aaaa spadaj". Dobrze się bawili, siedząc tak razem, patrząc na spokojną wodę i wznoszące się słońce.
-Jesteś fajny, dlaczego nikogo nie masz?- zapytała, zdziwił się pomyślał chwilę i odpowiedział.
-Nie chcę nikogo mieć, własnie skończyłem poważny związek, jedyne czego teraz potrzebuje to święty spokój.- Popatrzyła na niego z ukosa, chwilę pomyślała, po czym zadała kolejne pytanie,
-Dlaczego się rozstaliście?
-Szczerze? Wydawało mi się, że jestem szczęśliwy, że nie ma siły, która mogłaby nas rozdzielić i właśnie wtedy zobaczyłem na pasku dolnym mojego gadu gadu, P... jest dostępna, moja była dziewczyna, kobieta, której nie widziałem już ponad dwa lata, a jednak to wstrząsnęło całym moim światem.- odpowiedział szczerze jak nigdy przedtem i jak już nigdy potem. Zdziwiła ją ta odpowiedź.
-Powiedz jej to, znajdź ją, powiedz, że kochasz, że chcesz naprawić to co było, jeszcze może być dobrze...- Zagadnęła, dając nadzieję. Odpowiedział natychmiast.
-Nie ma takiej możliwości, nie da się tego zrobić, nie należę do ludzi, którzy znikają bez słowa, po czym wracają po dwóch latach jak gdyby nigdy nic, nie mam ochoty pchać się z butami w czyjeś życie drugi raz, nie po tym ile czasu minęło, gdyby ktoś zrobił to mi, to nie chciałbym dać mu szansy, a poza tym, miałbym stanąć z kwiatami w jej drzwiach i powiedzieć, hej, to ja wróciłem...? Zrozumiałem już, że czasem popełniam błędy, zrozumiałem już, że czasem błędy które popełniam są nieodwracalne i daje mi to nauczkę, dzięki temu jestem mądrzejszy, dzięki temu się uczę... Zrozumiałem także, że czasem to że kogoś kochasz to za mało, czasem to że kogoś kochasz to znaczy, że pozwolisz mu być szczęśliwym....- Słuchała patrząc na niego jak na kogoś mądrego, kogoś kogo chciałoby się słuchać godzinami.
-Jesteś bardzo mądry, masz coś w tej swojej małej główce.
-Mam, dlatego lepiej wracajmy zanim Twój chłopak się obudzi, nie chciałbym jej  stracić.-
Wstali i ruszyli wąską dróżką przed siebie w kierunku domku, odwrócił się jeszcze na sekundkę popatrzył na piękne bezchmurne niebo i gładką jak lustro powierzchnię wody i pomyślał: "Właśnie dlatego lubię to miejsce..."

Balety....

Było ich sześciu, byli najlepszymi przyjaciółmi i nie wstydzili się spędzać razem czasu, zazwyczaj bawili się świetnie w swoim towarzystwie, mogli się napić, pograć w piłkę lub w siatkę lub zwyczajnie posiedzieć i porozmawiać. Pewnego dnia jeden z nich wpadł na pomysł, aby zrobić małą imprezę, napić się na niej troszeczkę, a później udać się do klubu na jakieś "balety", jak pomyśleli tak zrobili, wypili sporą ilość alkoholu, z trudem utrzymywali powagę i równowagę, jednak bez problemu przeszli selekcję, każdy z nich miał już wprawę w udawaniu trzeźwego, to przed rodziną, to przed ochroniarzami właśnie. Jakże wielkie było ich zdziwienie, gdy w bardzo małym klubie nie było miejsca, aby się ruszyć, a na imprezie tematycznej, ani jedna osoba nie miała stroju z epoki.... Postanowili jednak, że nie będą zawracać sobie tym głowy i udadzą się na parkiet, jak pomyśleli tak zrobili, przetarli oczy ze zdumienia, na parkiecie kotłowali się ludzie w stosunku 1:4 na jedną kobietę przypadało 4 mężczyzn, popatrzyli po sobie, "za dużo tu ludzi" powiedział, jeden z nich, ktoś inny dorzucił, chodźmy gdzie indziej. Poszli więc do innego, największego tym razem już klubu w mieście, usłyszeli muzykę, stwierdzili, że musi być otwarte, weszli do środka, nikt nawet nie pilnował wejścia, zdziwiło ich to trochę, ale popatrzyli na parkiet, na którym bawiła się grupa około 20 ludzi, nie jest źle pomyśleli, znaleźli stolik, zamówili kamikaze, wypili i ruszyli w stronę wciąż pełnego parkietu, znów przetarli oczy ze zdumienia, tym razem, nie brakowało kobiet, ale były to kobiety w wieku 35 lat... Gdzie można bawić się w tym mieście...?

czwartek, 16 sierpnia 2012

Browar w plenerze...

Nudzili się, więc postanowili pójść na piwo w plenerze, by się rozluźnić, zrelaksować, spokojnie porozmawiać o różnych sprawach. Wypili więc jedno, potem drugie, trzecie i piąte piwo. Skończyło się, postanowili więc w końcu pójść do oddalonego o kilkaset metrów monopolowego, chwiejnym krokiem od krawężnika do krawężnika, spieszyli się mając tylko pięć minut do jego zamknięcia, sprawy nie polepszyła grupka niewiast szukająca miejsca na wieczór panieński, z którą nawiązali krótką rozmowę. Wracając na "właściwe tory" w drodze do monopolowego, wymienili spostrzeżenia odnośnie atrakcyjności panny młodej, wszyscy przyznali, że była na prawdę ładna. Dopadli do drzwi, szybko pokonali schody prowadzące do królestwa alkoholi, każdy kupił po butelce piwa i paczce czipsów. Ruszyli przed siebie, nad rzekę, przeszli przez most, usiedli na schodach tak zwanej dwójce, nie mam pojęcia, dlaczego tak nazywają je osoby regularnie na nich przesiadujący. Było już pięć po drugiej w nocy, stąd też na schodach prowadzących w dół do rzeki było pusto, ani jednej osoby, ani jednego dresa, jak widać nawet oni mają wyznaczone przez rodziców godziny powrotu do domu. Każdy z nich błysną talentem otwierając piwo w jakiś niekonwencjonalny sposób. To zapalniczką, to telefonem, przy użyciu kamienia, kluczy i ławki, usiedli rozkoszując się smakiem ciężko zdobytego trunku, podjadając chipsy, rozmawiali o olimpiadzie, sporcie i swoich problemach, dobierali się w pary na nadchodzący turniej plażowej piłki siatkowej. Ktoś z drugiego brzegu do nich krzykną, odkrzyknęli raz, drugi, wywiązała się rozmowa, aż w końcu usłyszeli "idziemy do was", pośmiali się z tego chwilę po czym trzech z nich wstało i stwierdziło, że idą do domu, bo rano trzeba wstać do roboty. No cóż to do jutra odpowiedziała pozostała dwójka, siedzieli chwile w milczeniu sącząc browar, gdy nagle usłyszeli kobiecy głos, "miało was być dziesięciu", odwrócili się, okazało się, że przyszły osoby z drugiego brzegu, to było coś dziwnego, wręcz niespotykanego, ale mieli wciąż co pić, wiec przywitali ich z otwartymi ramionami, chłopak i dwie dziewczyny, jedna na prawdę atrakcyjna, do tego jak się później okazało zabawna i wolna. Mimo to jeden z nich wstał i powiedział, że musi iść. Drugi odrzekł, ja zostanę jeszcze chwilę. Usiadł obok dziewczyny, rozmawiali, pozwolili drugiemu chłopakowi zająć się koleżanką, wznieśli kilka toastów, wymienili się doświadczeniami, zapalili po papierosie, choć normalnie tego nie robią. Popatrzył na zegarek, który nieubłaganie wskazywał już piątą rano, stwierdził, ze powinni już iść, wstał podał jej dłoń, poszli na jej przystanek autobusowy, wymienili się numerami, przytulili na pożegnanie, dostał nawet buziaka. Patrzył jeszcze chwile jak odjeżdżał jej autobus, nic nie poczuł, odwrócił się na pięcie i chwiejnym krokiem ruszył w stronę domu, mijani ludzie dziwnie na niego patrzyli, na co on odpowiadał skinieniem głowy, mówiąc "Dzień dobry i miłego dnia". Wszedł do domu, skasował numer, który dostał od nowej koleżanki, "nie będzie mi potrzebny" pomyślał, rzucił się na łóżko i zasnął jak małe dziecko.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Historia pewnej znajomości

Pewnego wieczoru oboje włączyli komputery, spojrzeli na swoje nudne opisy na gadu gadu, włączyli swoje przeglądarki, sprawdzili historie najczęściej odwiedzanych stron wśród których odpowiednio przeważał onet i wp. Jak zwykle grzebali w sieci z nudów natrafiając na jeden z portali, prawie - społecznościowych. Założyli swoje profile, dodali swoje zdjęcia, bez zbędnej zwłoki i wahania, zaczęli przeglądać inne profile, z przykrością zauważyli, że ludzie na tym portalu nie są najmilsi, a jeśli nawet, to kogoś udają, tworzą sztuczną rzeczywistość. W końcu jednak on natrafił na jej profil, rozczarowany kilkoma już rozmowami, miał w głowie mętlik, coś jednak podpowiedziało mu, aby zostawił wiadomość. Kilka godzin później zobaczył, że dostał odpowiedź, zaczęli razem pisać, rozmawiać, byli swoją odskocznią od rzeczywistości, on wracał do domu tylko po to by usiąść przed komputerem, patrzeć na jej zdjęcie i odpisywać na jej wiadomości. Ona wbiegała do swojego pokoju otwierała swój komputer i z ekscytacją czekała na nową wiadomość. Przyjaźń wydawała się kwitnąć w najlepsze, rozwijała się powoli, później coraz szybciej. Wymienili się numerami telefonów, wypisywali do siebie sms-y z każdego miejsca gdzie tylko byli, on z boiska, ona od koleżanki, tak mijały miesiące, a co miesiąc tak mijało pięć tysięcy sms-ów, godziny rozmów telefonicznych, gigabajty rozmów. Oboje wiedzieli, że to związek, związek na odległość. Pojechał do niej, ujrzał ją pierwszy raz, pomyślał, że to najpiękniejszy widok jego życia, zakochał się w jej oczach, ten intensywny mocny brąz wpadający w pomarańcz, wyglądał jak iskra, jak żar. Te ciemne kręcone włosy, czuł się jak superman, jakby mógł wszystko, spędzili razem całe dwa dni, dwa dni szczęścia, dwa najlepsze, dwa najpiękniejsze dni jego życia. Nie bał się tego powiedzieć, do dziś wspomina to czułe pożegnanie, niecierpliwiącego się kierowcę autobusu, czerwieniące się ze wstydu zakonnice, do dziś wspomina te włosy, ten beżowy komplecik, który miala wtedy na sobie, do dziś wspomina bluzkę w białe i czarne poziome paski. Pamiętał duże, białe, okrągłe kolczyki. Zapamiętał to miejsce, zapamiętał jej smak. Zapamiętał każdy detal tej sceny, ale dzisiaj, dzisiaj może to tylko wspominać, a wspomnienia może przypomnieć i wypchnąć jedno mrugnięcie  komunikatora gadu gadu P.... jest dostępna. To już minęło, ale wspomnienia rozpromieniające serce, pozostaną na zawsze...

wtorek, 7 sierpnia 2012

Szczęściarze...

Byli najlepszymi przyjaciółmi, wszystko robili razem, doskonale się rozumieli, niemal bez słów. Nie tylko w życiu prywatnym, ale także na boisku. W końcu grali ze sobą w siatkówkę już siedem lat, znali swoje wady i zalety,postanowili że spróbują swoich sił w turnieju siatkówki plażowej, początek jak zwykle był wyborny, doskonale sobie radzili, dokładne kiwki pod linie, szczelny blok i ciekawe obrony dawały im kolejne punkty. Wygrywali mecz za meczem, aż w końcu z dwudziestu sześciu par pozostało osiem. Popatrzyli na swoje osiągnięcie, poczuli się dumni, stwierdzili, że to już osiągnięcie, ale obiecali sobie, że i tym razem dadzą z siebie wszystko, udało się wygrać kolejny mecz, a później także półfinał, punkt za punkt do stanu 30:28, było ciężko i długo, ale udało się. Gdy schodzili, a raczej czołgali się z boiska na przerwę sędzia podszedł do nich i powiedział, że maja grać finał w tej chwili, zdziwili się, bo zawsze jest jakaś przerwa, nie gra się meczu za meczem. Sędzia był jednak nie ubłagany, nie pozwolił odpocząć, mecz finałowy zakończył się szybką porażką 8:21. Poczuli się oszukani i było im z tym źle podeszli więc do sędziego i zapytali go dlaczego kazał im grać, odpowiedział "przecież z młodzieżowymi mistrzami Polski i tak nie mielibyście szans, a ja chcę iść coś zjeść...". Brawo dla tego Pana za naszą wspaniałą polską mentalność.

poniedziałek, 30 lipca 2012

Ewka

Znali się już jakiś czas, nigdy jednak nie przeszli dalej niż etap "cześć" na korytarzu, w którym się mijali, dawno już jej nie widział, kiedyś mu się podobała, ale teraz nie zwróciłby na niej uwagi. Nie o to jednak chodziło, zobaczył ją idącą z chłopakiem, pomyślał, że dobrze dla niej, że ma chłopaka. Jego chód wydał mu się dziwnie znajomy, gdy zbliżyli się na tyle, by mógł zobaczyć twarz, stanął jak wryty, kobieta do której kiedyś wzdychał, była w związku z całkowitym degeneratem, dresem i palaczem konopi, świat przewraca się do góry nogami...

czwartek, 19 lipca 2012

Bałagan...

Miała 49 lat, trójkę dorosłych dzieci i faceta, na którym jej zależało, niejednokrotnie słyszała obietnice, słyszała, że będą razem do końca, tak długo jak to tylko możliwe. Ich związek był burzliwy, rozstawali się i schodzili, podobno bardzo się kochali, podobno bardzo im na sobie zależało, ale czy można powiedzieć, że komuś zależy jeżeli bez słowa potrafi się spakować i wyjechać, nie dawać znaku życia przez cztery dni? Jeszcze rok temu myślał o samobójstwie, jeżeli nie uda mu się posklejać tego co zniszczył, a dziś spakował się i wyszedł, tak zachowuje się mężczyzna... Rok temu był ktoś, kto potrafił dać z siebie wszystko by ich pogodzić, ktoś, kto posprzątał ten cały bałagan, ktoś, kto wiele wtedy przeszedł, ktoś, kto był rzucony między młot i kowadło. Potrafił dostrzec szczęście, ból, radość. Dzisiaj, nie ma radości, nie ma szczęścia, został tylko ból, zostało rozgoryczenie i głupota. Pozostał żal, żal o kłamstwa, których się nasłuchał w trakcie "sprzątania", obiecał sobie, że tym razem, za nikogo nie będzie sprzątał bałaganu, zero przysług, zero pomocy, jak sobie pościeliłeś, tak się wyśpisz. Zrozumiał to, gdy zobaczył jej płacz, jej zdenerwowanie, powiedziała mu wtedy, "Co za palant, a ja czekam na niego od 20 lat, straciłam na niego pól życia, przepraszam...", nie był w stanie odpowiedzieć... Wiedział jednak, że będzie musiał z nim porozmawiać, powiedzieć mu, że tym razem nie będzie wsparcia, nie będzie chęci, bo pomóc można komuś, kto tego potrzebuje, komuś kto będzie szczery, komuś komu można zaufać. Miał w głowie tylko kilka zdań, kilka zdań od mężczyzny do tym razem kogoś już obcego, kogoś kto był mu jak ojciec, "Musimy porozmawiać, ale to ja będę mówił. Zachowałeś się jak idiota, nie obchodzi mnie co teraz zrobisz, mam dość sprzątania po Tobie bałaganu, ale przysięgam, że jeśli jakimś cudem, uda Ci się to poskładać, a potem zrobisz znów coś takiego, znajdę Cię i zabije..."

środa, 18 lipca 2012

Próba

Poszedł z przyjacielem nad rzekę, nie po to aby pływać, nie po to aby się opalać, poszli tam się napić, otworzyli butelkę whiskey, nalali do plastikowych kubeczków, jak zwykle mieli to w zwyczaju, dolali jakiejś koli i pili, śmiali się ze swojej dekadencji, a raczej zepsucia, ale dekadencja lepiej brzmi. Szybko opróżnili butelkę, potem pili już tylko piwo, w pewnym momencie jeden z nich powiedział, że wciąż myśli o tej dawnej dziewczynie, ale że nie ma z nią już żadnego kontaktu, że to bez sensu, ale że to już na zawsze w nim zostanie. Zastanowili się chwilę, po czym jeden z nich podniósł pustą już butelkę, mówiąc
- "napisz list, włóż go tutaj, jeśli macie być razem to jakimś cudem ona go przeczyta". Kilka dni później list był gotowy, napisany, zamknięty w butelce, tylko on wiedział, co jest tam napisane, wziął butelkę stanął nad brzegiem rzeki, wpatrywał się w nią, jakby była zaczarowana, minęło kilka chwil, a on nie wiedział co zrobić z butelką. Spojrzał w niebo, na gwiazdy i świecący księżyc, wziął zamach i rzucił butelką tak mocno jak tylko mógł, wpadła do wody popłynęła z prądem, a on patrzył, bez nadziei, bez łez i smutku, patrzył wiedząc, że znów w tym miejscu wszystko się kończy.

wtorek, 17 lipca 2012

Niebo

Każdy chrześcijanin, a raczej każdy człowiek na świecie, nawet ateiści czy agnostycy, wierzą w coś takiego jak niebo, nikt nie wie co to jest, każdy jednak chciałby kiedyś trafić do lepszego świata. Świata bez cierpień, złości, kłamstwa, wojny czy choroby. Nie ważne wyznawcą jakiej religii jest człowiek, zawsze ma nadzieję, na lepsze jutro na lepszy świat. Ciekawe jak wygląda niebo, może to jedno wielkie miejsce, którego pilnują aniołowie, gdzie ludzie siedzą na trawie w parku i rozmawiają, są szczęśliwi, a może niebo nie jest jedno, może każdy z nas ma swoje własne, małe niebo, takie jak sam sobie wymarzy. W takim razie chciałbym zobaczyć niebo Steva Jobsa, musi być piękne, musi być niesamowite, przekraczające wszelkie granice. Chciałbym także zobaczyć niebo, którego twórcą byłby Leonardo da Vinci lub Michał Anioł, z pewnością byłyby to najwspanialsze dzieła sztuki, piękne kolory, jednym słowem, no może dwoma dzieło sztuki. Powiem szczerze, sam nie wiem czy wierze w Boga, w religię i w ludzi, ale jeśli jest coś w co wierzę, a raczej, jeśli jest coś na co mam nadzieję, to zobaczyć niebo, niebo jako najpiękniejsze miejsce świata, niebo jako krainę wiecznej szczęśliwości, niebo jako brak głodu, niebo jako szczęście, szczęście każdego człowieka, który tylko je zobaczy. Nie umiem jednak dokładnie wyobrazić sobie tego, jak wyglądałoby moje własne niebo, a Ty wiesz jak wyglądałaby twoja cząstka nieba?

niedziela, 15 lipca 2012

Wieści

Od dawna był podekscytowany myślą o ognisku, na którym miał spotkać się z przyjaciółmi z dawnych lat, spotkali się na miejscu zbiórki, wszyscy gotowi, opaleni i uśmiechnięci, w końcu mieli już wakacje. Wszystko rozpoczęło się planowo, na miejscu po rozpaleniu ogniska szybko strzeliła jedna flaszka, potem druga i trzecia, było sporo osób więc nikt nie był jeszcze pijany, minęła godzina, później druga, niektórzy chodzili już swoimi ścieżkami, tropiąc węża, jako że poczuł lekki helikopter, postanowił usiąść po drugiej stronie ogniska, sam chwile odpocząć, poobserwować, pośmiać się z bardziej pijanych od niego. Szybko przysiadła się do niego, jedna z jego najlepszych koleżanek, zawsze się lubili, rozmawiali na różne tematy, to ona namówiła go na wypicie pierwszego piwa na koncercie rockowym. Od zawsze łączyły ich relacje koleżeńskie, traktował ją jak swoją siostrę, siostrę z wyboru. Położyła głowę na jego ramieniu, uśmiechną się i pogłaskał jej włosy. Siedzieli tak chwile w ciszy patrząc na zagasające już pomału ognisko, wtedy ona zaczęła mówić,
- Dawno już nie gadaliśmy,
-Wiem, trzeba to naprawić,
-To prawda, że zerwałeś ze swoją dziewczyną?
-Widzę, że plotki szybko się rozchodzą, tak to prawda.
-To dobrze... Bo chcę żebyś wiedział, że Cię Kocham...
Język stanął mu w gardle, nie wiedział co powiedzieć, co zrobić. Zdołał jedynie wykrztusić z siebie słowa
-Muszę się napić, zdecydowanie za mało dziś wypiłem...

czwartek, 12 lipca 2012

Błysk dawnego geniuszu

Jakiś czas temu był piłkarzem, do dziś na osiedlu przy wieczornym piwie pod sklepem poruszało się temat jego ciężkiej kontuzji i jak daleko mógłby dojść gdyby nie ona. W wieku 15 lat debiutował w drużynie seniorów swojego klubu, to było dla niego wielkie przeżycie, w końcu w pierwszym meczu strzelił gola, wtedy poczuł wsparcie kibiców i trenera. Jedyne co potrafił robić na boisku to strzelać z daleka i podawać i z tego był znany, zapytany o to co robi na boisku odpowiedział kiedyś, ja nie lubię mieć piłki przy nodze, dryblować, czy biegać jak opętany, do mnie należy te dwie może trzy sekundy pomiędzy obroną a atakiem, najpiękniejsza akcja dla mnie jest kiedy dostaję piłkę odwracam się i rozglądam jednocześnie, widzę nadbiegającego z przeciwka obrońcę, markuję podanie, obrońca rusza się w lewo, podaję z klepki do kolegi oddalonego o pięć metrów i ruszam przed siebie, mijam obrońcę tak blisko jak tylko się da, wytrącam go z biegu, robię dwa może trzy kroki piłka do mnie wraca, widzę już wszystko, napastnik wybiega między obrońców, gram 30 metrową piłkę, słyszę jak cisza zmienia się w krzyk, w napięcie, w oczekiwanie, mija sekunda może dwie, napastnik strzela gola, wtedy trybuny krzyczą, bohaterem jest napastnik, jednak on nie biegnie kłaniać się kibicom, a podbiega do mnie i dziękuje mi za podanie. 5 lat po kontuzji kolega zaprosił go na mecz sparingowy, brakowało im rozgrywającego, pomyślał, a dlaczego nie, pojadę. W trakcie rozgrzewki nie wychodziło mu prawie nic, trener przyglądał się mu, jakby skądś go kojarzył, ale próbował sobie przypomnieć. Zaczął się mecz, dostał piłkę balansem ciała minął jednego z rywali i oddał plasowany strzał, piłka leciała między obrońcami, żaden z nich jej nie dosięgnął, nawet bramkarz nie dał sobie rady, uderzyła w słupek i wyszła w boisko. Popatrzył w niebo myśląc, chyba coś mi w tych nogach jeszcze zostało. W 67 minucie miał już schodzić z boiska, jednak sędzia nie pozwolił na zmianę w tym momencie, dostał piłkę na środku boiska, odwrócił się dostrzegł skrzydłowego uciekającego obrońcy, wypuścił sobie piłkę i podciął ją, leciała długo, jeden z jego rywali krzyknął tylko "o kuuuuurwa", piłka wylądowała na nodze, biegnącego pomocnika, ten wypuścił ją sobie na środek i uderzył w długi róg, pozostawiając bramkarza bez szans. Zszedł z boiska, zmęczony i szczęśliwy. Trener spojrzał na niego i zapytał, ile masz lat?
-20 odpowiedział.
-Jesteś tym chłopakiem, który grał kiedyś w Sanie prawda?
-Tak to ja.
-Szkoda twojej nogi, dalej masz w sobie to coś, chciałbym Cię w drużynie, a fajnie się grało?
-Bardzo fajnie, ale powinniście wzmocnić prawą obronę.
-Wiem, pracuję nad tym, a coś szczególnie Ci się spodobało dzisiaj?
-Tak, kiedy piłka leciała do Miśka, to długie Kuuuurwa, to był chyba wyraz szacunku.

środa, 11 lipca 2012

Polityka...

Mam pewne marzenie, by każdy człowiek uważający się, za inteligentnego powinien zakupić sobie konstytucję i przeczytać ją przynajmniej raz, nie wymagam wiele 60 stron małego formatu to nie wiele, a każdy zrozumiałby o co chodzi w wyborach, jakie uprawnienia ma prezydent i premier, oraz co wolno im jako obywatelom. Fragment autentycznej rozmowy z jedną ze znajomych:
"Na kogo głosowałaś?
Na Komorowskiego.
Dlaczego nie na Kaczyńskiego?
Bo bałam się wojny z Ruskimi."
Gdyby przeczytała konstytucję wiedziałaby, że prezydent w Polsce to jedynie straszy Pan bo po 35 roku życia, który ma funkcję reprezentacyjną i z założenia prawo weta, które może zostać odrzucone, przez parlament. W Polsce do wyborów co cztery lata chodzi około 50% polaków, bo reszta twierdzi, że ich głos nic nie zmieni, choć nie głosowaliby na zwycięzcę. Idź i zagłosuj pierdoło, jak każdy pójdzie, to może na przyszłą kadencję nie wybierzemy złodzieja bez honoru, a kogoś kto nie ma nic do stracenia, kogoś kto uleczyłby nasz kraj w jakimś stopniu. Nie można wykluczać podniesienia podatków, a rok później zwiększać je o kilka procent np Vat na artykuły dziecięce z 7 % na 23%. Powinniśmy wyjść na ulicę, pokazać, że nie podoba nam się to co robi koalicja rządząca. Podążmy za Islandią, która po bankructwie wydała listy gończe na wszystkich swoich "polityków", którzy odpowiadali za złą sytuację materialną obywateli. Niestety, żaden Polak nie wierzy, że można. Jeden z moich nauczycieli kiedyś zadał mi pytanie, jak powinien wyglądać rząd, odpowiedziałem, że powinien składać się z niezależnych fachowców, najlepszych w swoich dziedzinach, którym powinniśmy płacić tyle, by nie opłacało im się brać w łapę, bądź pracować, dla kogoś innego. Utopia odpowiedział machając na mnie ręką, ale czy to nie realne? Po co nam 460 posłów i 100 senatorów, przy czym każdy z nich zarabia 10 tyś miesięcznie, to daje nam 5 600 000 zł na samą pensję, nie licząc dodatków np na biuro poselskie każdego z nich to taka sama kwota mamy więc już prawie 12 000 000zł. Czy nie dałoby się za tą kwotę zatrudnić choćby 12 fachowców, ekonomistów itp, którzy rządziliby naszym krajem jak należy? Myślę, że dałoby się to zrobić, ba myślę, że spora ich część zgłosiła się nawet, gdyby był to urząd honorowy. Wyjdźmy na ulice i walczmy o swoje...

Recepta na kryzys, czyli o polityce słów kilka

Denerwuje mnie ten świat, ten kontynent i to państwo, denerwują mnie politycy, którzy potrafią tylko gadać głupoty i zbywać wyborców. Szukajmy recepty na kryzys, oto kilka prostych, banalnych wręcz pomysłów na jego złagodzenie. Po pierwsze po co pchać pieniądze w Grecję, kraj, w którym pracuje się 3 no 4 godziny dziennie, pozostała część ośmiogodzinnego dnia pracy to sjesta, żałosne, ale popatrzmy na to inaczej, tak tam jest od dawna i wszystko funkcjonowało, aż do niedawna, okazuje się, że w Grecji swoje oszczędności lokują najbogatsze kraje Unii Europejskiej, nie ma się więc co dziwić, iż ratują co mogą. Pojawia się pytanie dlaczego kryzys dopadł Grecję dopiero teraz, otóż prawda jest smutna i do przewidzenia, Grecja wstąpiła do "Wspólnoty" w 1979r. oficjalnie spełniła wszystkie wymogi, stawiane przed każdym państwem starającym się o wstęp, jednak nieoficjalnie, fałszowane były księgi, rok po roku, wykazywały one dodatni przychód państwa. Do tego dochodzi jeszcze ułomne prawo podatkowe, w Grecji nie trzeba płacić podatku od nieruchomości, jeżeli jest ona nieukończona, w praktyce jest tak, że jeżeli postawisz sobie wille, ale nie ukończysz budowy, bo została jedna cegła, to dom stoi za darmo, takich przykładów jest na pęczki. Kryzys ich dopadł, no cóż za błędy się płaci. Niech zbankrutują, Polska bankrutowała już 4 razy odkąd istnieje, Argentyna 14 razy, Islandia 1 raz, wszystkie kraje jak widać istnieją nadal. Jednak do sedna, mamy kryzys, trzeba coś z tym zrobić, może na początek zmieńmy limit produkcji artykułów rolniczych, mianowicie chodzi o to, że płacimy rolnikom za to, że nie produkują tyle ile mogą, a za to że produkują mniej. Nie dość, że strata pieniędzy, to jeszcze sztuczne utrzymywanie cen na wysokim poziomie, jeżeli towaru jest mało to jest drogi, jak np limitowane serie kolekcjonerskich samochodów, jeżeli jest 35 samochodów na świecie to ich cena będzie szacowana na około kilka milionów dolarów. Poza tym każdy rolnik wolałby sprzedać mleko, pszenicę, zboże czy jajka, dziś nad limit musi wylać, bądź zniszczyć. Kolejnym krokiem jaki powinniśmy zastosować, to przeforsować projekt obniżenia akcyzy na paliwo, odgórnie jest ona narzucona przez jakże wspaniałą Unię Europejską. Obniżenie akcyzy, to obniżenie ceny paliwa, to wpływa na obniżenie kosztów transportu, a obniżenie kosztów transportu, obniży cenę poszczególnych artykułów codziennego użytku, oraz cenę produktów spożywczych. Mniejsze ceny to także, możliwość rozwoju firm, które dziś mają wybór, albo nowy samochód albo paliwo. Sprecyzujmy przepisy dotyczące tzw. umów śmieciowych, o co w tym chodzi, dzisiaj wielu pracodawców nie chce płacić ZUS-u, dlatego też zatrudniają ludzi na "umowę zlecenie", czyli płacą za usługę i mają wszystko w dupie. Gdzie można zastosować taką strategię, praktycznie wszędzie, np w transporcie, po co przyjmować do pracy kierowcę, skoro możemy go mieć na umowę zlecenie, po co Ci budowlaniec na etacie, skoro możesz go mieć na zlecenie itp. ograniczmy liczbę zawodów, w których można stosować takie zabiegi,, będzie lepiej. Zwiększy się ilość pracowników, zmniejszy bezrobocie, więcej pieniędzy wpłynie do kasy państwa, pozwoli to bez strat obniżyć podatki. Pewnie narażę się teraz wielu osobom, ale można także zalegalizować prostytucję, jeśli ktoś lubi taką "pracę", czerpie z tego zyski, bo i tak się to dzieje, to czemu nie ma płacić podatków? Paradoksalnie zwiększyłoby to, także bezpieczeństwo osób korzystających, oraz pracujących, np każdy pracownik musi zrobić badania raz na miesiąc. Prócz tego zalegalizujmy marihuanę i tak każdy praktycznie młody człowiek ma do niej dostęp, badania pokazują, że w krajach gdzie jest ona legalna, nie wzrosła ilość osób uzależnionych, a państwo zyskałoby całkiem sporo pieniędzy z Vat-u i akcyzy. To moja recepta na kryzys w UE. Wysłałem ją nawet przewodniczącemu parlamentu europejskiego, szkoda, że do dziś się nie odezwał, ale większa szkoda, że pewnie nawet jej nie przeczytał. Nie wierzę, że przy tych wszystkich ekonomistach na świecie, a nawet w samym rządzie naszego kraju, nikt nie wpadł na taki pomysł...
Zapomniałbym jeszcze o jednej ważnej sprawie, powinniśmy wrócić do procesu interwencjonizmu państwowego, czyli ingerencji państwa w gospodarkę, przynajmniej w dziedziny energetyki, po to by nikt nie narzucał nam cen prądu lub innych ważnych dla polaków mediów, ponadto powinniśmy poprzez chociażby budowę samochodów, nowej polskiej marki w ten sposób zapewniać miejsca pracy.

wtorek, 10 lipca 2012

Perfekcyjne szaleństwo

Do pełni szczęścia brakowało mu chwili zapomnienia. Od dawna marzył o tym by spędzić choć jeden szalony dzień, bez myślenia o konsekwencjach, wziął więc przyjaciela "pod pachę" i pojechali do Krakowa. pięć godzin i byli na miejscu pierwsze co zrobili to zamówili 60 cm pizzę, która wystarczyła im na 3 posiłki, kupili bilety tramwajowe i pojechali do starego, zalanego wodą kamieniołomu, po drodze zahaczyli o jedne z hipermarketów, gdzie zostawili wiadomość, iż poszukują słońca, zostawili swój numer telefonu, niestety nikt nie oddzwonił. Obiecał nie pewniej przyjaciółce, że nie będzie skakał, to też tylko obserwował innych skaczących z 10 metrów ludzi, sam zdecydował się na pływanie i sączenie piwa, w miłej atmosferze rozmawiając z jedną z nowo poznanych kumpeli swojego najlepszego przyjaciela. Rozmawiali długo i szczerze śmiejąc się z wad swoich i pozostałych obecnych przyjaciół, w końcu położyli się na wysuniętej półce skalnej zanurzonej w wodzie, prawie jak Malediwy, pomyślał i uśmiechną się. Znużeni parzącym słońcem wrócili do miasta, gdzie czekał na nich mecz polskich siatkarzy walczących o złoty medal ligi światowej, zwycięstwo zostało sowicie, oblane, bo o takie właśnie zabawy prosił kibiców, Bartosz Kurek, MVP całego turnieju Final Six, wtedy zrodził się dziwny pomysł, postanowili najpierw zagrać w "Skłosza", w 12 metrowym pokoju, szybko okazało się, że prędzej się pozabijają, postanowili udać się na parking pobliskiego marketu, dość chwiejnym krokiem dotarli na miejsce, gdzie rozwieszając papier toaletowy między słupami, rozgrywany został "finał wimbledonu", na betonowej nawierzchni, w pewnym momencie obsługa krakowskiego hipermarketu wyszła zobaczyć co się dzieje, w kilkanaście osób obserwowali poczynania czwórki walczących osób, gdy opadli z sił usiedli na 4 miejscach parkingowych wysłuchując śmiechów i owacji podziwiających, ukłonili się i wciąż chwiejnym krokiem wrócili, do 12 metrowego pokoju, gdzie dokończyli pozostały alkohol i położyli się spać, pomyślał sobie, to był dobry dzień, oby było takich więcej...

sobota, 7 lipca 2012

Męska rozmowa

Czasem spotyka się w życiu ludzi, których się lubi, którzy Ci nie przeszkadzają.  Jednak coś nie gra, nie ma wspólnych tematów, tego dnia jednak było inaczej, spotkali się we czterech poszli na piwo, w pewnym momencie zostali sami, ale nie było jak zawsze, można powiedzieć, że przestali tworzyć tylko paczkę grającą razem w piłkę, ale także przyjaciółmi, rozmawiali o swoich przeżyciach, o trudnych chwilach, przez które obaj niedawno przeszli, o tym jak dziwne jest to wszystko co się ostatnio stało, na prawdę czuli się razem świetnie, jak nigdy przedtem, w tamtej chwili, wieczorem nad rzeką wśród ludzi w różnym wieku, przy butelce piwa, zostali przyjaciółmi...

Szczęśliwe wakacje

Szczęśliwe wakacje to dla mnie coś więcej niż tylko lenistwo, to cały dzień spędzony na "plażówce", cały dzień gry w siatkówkę na piasku tak gorącym, że odparza stopy, to wiele wesołych chwil spędzonych na skokach do wody, wygłupianiu się z przyjaciółmi, szczęśliwe wakacje to wracać o 3 rano śpiewając największe polskie przeboje, szczęśliwe wakacje to opalenizna, ale nie czerwona, to ciemny brąz od codziennej walki na boisku, oraz od pływania w zalewie. Szczęśliwe wakacje, tego mi trzeba...

środa, 4 lipca 2012

Płaczka

Była piękną młodą kobietą, pełną kompleksów, szukającą jedynie swoich najgorszych cech, nie umiała cieszyć się tym co ma, zawsze doszukiwała się czegoś złego. Dla kogoś kto jej nie znał, była silna, jej silna wola, zdecydowanie i brak skrupułów budziły szacunek i respekt. Chłopcy, bali się jej spojrzenia, nie bała się zmieszać z błotem, kogoś kto jej zawinił. Uwielbiała palić papierosy, uczyniła z tego niemal religię, na punkcie, której mężczyźni szaleli, to było coś godnego uwagi, taki obraz samej siebie stworzyła, tak się kreowała, na silną i niezależną, na taką której do szczęścia nie potrzeba niczego i nikogo, oprócz małego miętowego papieroska, podobno najlepszego na świecie. Prawda wyglądała jednak inaczej, była niedopieszczona, brakowało jej czułości, brakowało jej drugiego człowieka. Gdy zdejmowała swoją sztuczną porcelanową maskę, po której wszystko spływało, często płakała, bywała wręcz załamana, nieustannie potrzebna jej była szczypta aprobaty, mały sukces, chęć podobania się. Nie miała siły na życie, zbyt wiele kosztowało ją zgrywanie twardej, mimo, że sama w to nie wierzyła, chciała taka być, ale nie umiała, ciągłe stany depresyjne i przesypianie połowy dnia, o to dlaczego wiecznie była zajęta... Może gdyby przestała grać, starczyłoby czasu i sił na uśmiech, może nie byłaby wtedy taka samotna...

wtorek, 3 lipca 2012

Rozmowa

To zaskakujące jak wspaniałych ludzi można poznać przez internet, jakie zadają pytania, jak długo można się nad nimi zastanawiać. Jedna z takich osób zadała mi dziś pytanie, czy myślisz, że na prawdziwe szczęście trzeba sobie zasłużyć? Bez wahania odpowiedziałem, że nie, bo są gangsterzy, którzy zabijają, a mają kochającą żonę i dzieci i nie brakuje im ptasiego mleka. Później zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak jest, dlaczego dobrzy, bogobojni ludzie, którzy dobrze zarabiają i pomagają innym, nie mogą mieć dzieci, a 16 letnie dziewczynki zachodzą w ciążę po pierwszym stosunku, z kimś kogo za dobrze nie znają. Dlaczego pijany kierowca zabija swoich wszystkich pasażerów i dużą rodzinę jadącą z dziećmi na kemping na wakacjach, kto wymyślił coś takiego? buddyzm i hinduizm, zakładają, że jeśli robisz dobre uczynki to wracają one do Ciebie, cóż ich twórcy najwyraźniej się mylą, tak więc chrześcijanie wieżą w Boga, który ich Kocha, który daje im siłę, spełnia ich prośby, wybacza im i stworzył to wszystko, ale będąc nieskończenie dobry, pozwala na istnienie zła, pozwala by ludzie cierpieli, pozwala ludziom nie znającym go ginąć w mękach, stworzył wszystko, a więc także choroby, kataklizmy itp, cóż Ci chyba też się mylą... No to może Judaizm, odpowie mi na moje pytanie kto wyraźnie popełnił błąd tworząc ten świat, w sumie to są to chrześcijanie, którzy nie jedzą świnek, no i są skąpi, też odpada, ich bóg to, w zasadzie ten sam bóg, co chrześcijański. No więc może scjentolodzy, chociaż nie wydaje mi się, bym wyrósł z kamienia, rzuconego przez kosmitów na ziemię, a oni by mnie tu zostawili i nie wracali, choćby popatrzeć na to co zrobili, jest jeszcze setki innych sekt, religii, związków wyznaniowych, czy kościołów, ale żaden z nich nie odpowiada na pytanie kto to wszystko tak koncertowo spieprzył, to jedno z tych pytań, które pozostają z człowiekiem do końca życia, to jedno z tych pytań, na które nigdy nie znajdę odpowiedzi, to jedno z pytań, jakie mam wobec świata, to jedno z pytań, które nadają życiu sens. Dlatego jeśli zapytasz mnie, co jest dla mnie ważne, w obcowaniu z drugim człowiekiem, odpowiem rozmowa, rozmowa, która pozostawia tak ciekawe pytania, rozmowa, dzięki której chce się żyć.